Wyszukaj w serwisie
Przed ciążą Ciąża i Poród dziecko 0-2 przedszkolak szkoła Życie rodzinne zdrowie i pielęgnacja dziecka quizy
portalparentingowy.pl > Życie rodzinne > Zarabiamy 17 tys. zł miesięcznie. Nigdy nie wystarcza nam do pierwszego
Marta  Lewandowska
Marta Lewandowska 10.01.2024 10:25

Zarabiamy 17 tys. zł miesięcznie. Nigdy nie wystarcza nam do pierwszego

zarabiam 17 tys.  zł i nam brakuje
Fot. Pixabay

Zarabiają kilkanaście, a nierzadko i ponad dwadzieścia tysięcy miesięcznie. Wychowują jedno, czasem dwoje dzieci i... żyją wiecznie pod kreską. Młode rodziny, które mijasz na co dzień na ulicy, stajesz za nimi w kolejce w Biedronce, czy Pepco to ludzie, którym ciągle brak do pierwszego.

Małgosia jest managerką średniego szczebla w korporacji, jej mąż prowadzi firmę transportową. Lubią ich ci, z którymi pracują na co dzień. Ona bije się o swoich, on jest szefem, który docenia pracowników, nigdy nie zalega z pensjami, co w małych przedsiębiorstwach bywa fenomenem. Wychowują dwoje dzieci w wieku 6 i 8 lat, Robert ma syna z poprzedniego związku, wobec którego pełni z jego mamą opiekę naprzemienną. Małgosia i Robert nieustannie rozmawiają o pieniądzach, bo tych wiecznie brakuje.

Wstyd mi mówić, ale ja wiecznie nie mam pieniędzy

Małgosia nie kupi kremu za 300 zł, który poleca jej koleżanka, poczeka na promocję w drogerii, aż ten za 30 zł, będzie można kupić za 17 zł. Tydzień przed wypłatą, nawet po taki się nie wybierze, bo choć każdego miesiąca na wspólne konto jej i Roberta wpływa blisko 17 tys. zł, ta para uważa się za... biedną. - Wiesz, może nie w takim znaczeniu nędzy, ale nam ciągle na wszystko brakuje. Oszczędzamy, na czym się da, a kilka dni przed wypłatą nie stać mnie nawet na kupienie kanapki z biurowego barku - wyjaśnia sytuację swojej rodziny kobieta.

17 tys. złotych - na tyle wpływów średnio miesięcznie może liczyć rodzina. Mówimy tu o pensji Małgosi, zyskach z firmy Roberta (po odliczeniu kosztów), a także 800+ na dwójkę młodszych dzieci. Ta kwota robi wrażenie, ciężko sobie wyobrazić, że to może być "za mało", nawet przy dzisiejszych cenach w sklepach. A jednak. Rodzina Małgosi musi oszczędzać, nie ma mowy o egzotycznych wakacjach, jak mówią małżonkowie, nawet na Mazury nie zawsze ich stać. Od wielu miesięcy nie odłożyli ani grosza. Na co więc "tracą" pieniądze?

Kopia – Marta L - 2024-01-10T091324.421.jpg
Pixabay

 

Realne koszty życia polskiej rodziny

- Największym kosztem co miesiąc jest edukacja dzieci. Zarówno córka jak i syn są w społecznych placówkach - wyjaśnia Małgorzata. - Córka ma zaburzenia integracji sensorycznej, wymaga też pomocy logopedy i zajęć indywidualnych z pedagogiem. Kiedy wybieraliśmy dla niej przedszkole, przeliczyliśmy, że taniej będzie posłać ją do społecznego, które wszystkie te zajęcia prowadzi w ramach czesnego. Syn ze względów logistycznych trafił do tej samej placówki - dodaje.

Szkoła i przedszkole dzieci (prowadzi je ta sama firma) kosztują łącznie 4 500 zł miesięcznie. Kolejne 4 000 zł to wypłata opiekunki. 
- Pracujemy w różnych godzinach, często wyjeżdżamy, musimy mieć kogoś na stałe. Opiekunka czasem zostaje z dziećmi na noc, innym razem opiekuje się nimi w weekend, umówiliśmy się, że jej wypłata co miesiąc jest taka sama, godziny - w zależności od potrzeb - słyszę od mojej rozmówczyni.

Bez opiekunki Małgosia nie mogłaby pracować. Dzięki pracy może się rozwijać i unikać "dziur w życiorysie". Poza pensją opiekunki, koszt stanowi także jej ubezpieczenie i składki, bo kobieta współpracuje z rodziną od lat na podstawie umowy o pracę. Następny stały wydatek to mieszkanie. Bez kredytu, ale w starej kamienicy - Czynsz co chwila idzie w górę, obecnie wynosi 2 000 zł, to nieomal jakbyśmy spłacali kredyt - mówi kobieta. Do tego telefony - prawie 700 zł i połowa raty kredytu, który Robert spłaca za mieszkanie wspólnie z była partnerką. 

Z 17 tysięcy zostaje nam wielkie nic

Para zrezygnowała z posiadania samochodu, komunikacja miejska wychodzi taniej. Jednak już same stałe koszt sięgają 13 680 zł. - Te pieniądze wpływają na nasze konto, ale w zasadzie nigdy nie są moje, z tych 17 tys. zostaje nam więc 3 320 zł - wyliczą Małgosia. W tym budżecie mieszczą się wydatki na jedzenie, chemię, ubrania, dojazdy, lekarzy, rozrywki... - Nie ma czym rządzić. W tym roku całej trójce musieliśmy kupić buty i kurtki zimowe, takie zakupy to 900 zł, które po prostu musisz wyjąć z portfela, bo nie masz wyjścia - dodaje.

Wszyscy wiemy, ile kosztuje jedzenie, w tygodnie, kiedy u pary jest też dorastający syn Roberta, zakupy spożywcze tygodniowo kosztują 600 zł. - To jest nastolatek, chce jeździć na obozy, zielone szkoły, chce fajnie wyglądać, chodzi na dodatkowe zajęcia... to wszystko kosztuje. Co drugi miesiąc za wszystko płacimy my, co drugi mama pasierba. Ale te wszystkie "ekstra wydatki" spadają na nas, bo ona jest sama, nie jest w stanie sfinansować obozu ze szkoły, który kosztuje 2000 zł - wyjaśnia Małgorzata. 

A może by tak zacisnąć pasa

Takich rodzin jest wokół nas wiele. Anna z mężem sprzedali mieszkanie w bloku i kupili dom na wsi, bo tak lepiej dla ich niepełnosprawnego syna. Problem w tym, że umowę kredytową zawarli latem 2021 roku. Wtedy rata wynosiła 1200 zł, liczyli się z tym, że ona może wzrosnąć, jednak w 2023 roku ich rata sięgała 4 000 zł. - To zaburzyło nasz ład i zachwiało poczuciem bezpieczeństwa - przyznaje kobieta. 

Para wychowuje dwoje dzieci, poza kredytem opłacają zajęcia syna, rachunki za prąd i ogrzewanie wynoszą ich nawet 2500 zł. Oboje dojeżdżają do pracy 40 km w jedną stronę, samochodami, bo komunikacja bywa zawodna. Z zarabianych co miesiąc 10 tys. na życie zostaje im niespełna 2 tys. Mają dwa duże psy, je też z tych dwóch tysięcy trzeba utrzymać. Jest tak ciężko, jak nigdy nie spodziewałam się, że będzie - dodaje smutno.

Dziś kilkanaście tysięcy zł dochodu na rodzinę nikogo nie dziwi. Nie dziwi też, że młodym nie starcza "do pierwszego". Czy z tej sytuacji jest jakieś wyjście? Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że można sprzedać dom, przenieść dzieci do publicznych placówek i zrezygnować z opiekunki. Tylko co wtedy? Małgosia będzie musiała zrezygnować z pracy, bo nie będzie w stanie zająć się dziećmi i wozić ich na zajęcia, które są przecież potrzebne, by wesprzeć ich rozwój - to nie jest wymysł. 

Anna może wrócić do miasta, oszczędzi na dojazdach, ale jej niepełnosprawny syn będzie niewolnikiem mieszkania na trzecim piętrze bez windy. Dla naszych dzieci chcemy lepszego jutra, lepszej przyszłości, więc bierzemy jedna po drugiej dodatkowe prace i ledwo ciągniemy brodą po bruku, jednak współczesne rodziny liczą, że przyjdzie dzień, kiedy będzie im łatwiej. Tak po prostu, łatwiej.

Zobacz także:

Koniec z 800+ na pierwsze dziecko. Chcą zamknąć wszystkie programy socjalne

Nauczyciele będą zarabiali 11 tys. złotych. Jest ustawa

Bez tego nie weźmiecie ślubu. Kościół dokręca śrubę narzeczonym