Wyszukaj w serwisie
Przed ciążą Ciąża i Poród dziecko 0-2 przedszkolak szkoła Życie rodzinne zdrowie i pielęgnacja dziecka quizy
portalparentingowy.pl > Przedszkolak > Jak można tak traktować swoje dziecko? Przedszkola wypowiadają wojnę rodzicom
Marta  Lewandowska
Marta Lewandowska 22.10.2023 07:18

Jak można tak traktować swoje dziecko? Przedszkola wypowiadają wojnę rodzicom

chore dzieci w przedszkolach
Fot. Shutterstock

Małe dziecko w żłobku czy przedszkolu może chorować nawet 12 razy w roku. To dość niepokojąca perspektywa, zwłaszcza dla rodziców, którzy nie mogą pracować z domu, bo kogo stać, żeby jednocześnie utrzymywać opiekunkę i opłacać placówkę. 

Na pierwsze L4 pracodawca lekko się skrzywi, ale wszyscy wiemy, że jak zacznie się sztafeta, zwłaszcza jeśli dzieci mamy więcej, to okazuje się, że najlepiej byłoby w sezonie infekcyjnym wcale nie pracować. Rodzic wpada w panikę, zwykle mama właśnie wróciła z urlopu macierzyńskiego, albo wychowawczego i... co chwilę bierze zwolnienie. Albo posyła chore dziecko do placówki.

Katarek, który nigdy się nie kończy

Najczęściej pierwszy rok w placówce jest... przekichany. I to dosłownie, bo dziecko rozwija swoją odporność, łapiąc drobne infekcje. Rodzice wpadają w panikę, bo maluch wcześniej nie chorował, albo chorował bardzo mało, a teraz smarka, kicha i pokasłuje mniej lub więcej, ale robi to cały czas. No i co zrobić? Posłać do placówki, czy zostać w domu i zaryzykować utratę pracy?

Często można usłyszeć od rodziców, że dziecko ma tylko katarek i poza tym się nic nie dzieje. Mimo to, że nic innego się nie dzieje, rodzice odbierają telefony z przedszkola, że dziecko jest chore i trzeba je odebrać. Kto może - jedzie. Trzymamy dziecko dzień w domu, bo chcemy poobserwować. Obserwujemy, maluch ma apetyt, bawi się, nie ma temperatury i wygląda całkiem zdrowo, tylko ten katar. Dziecko ma prawo go mieć, ale on daje też wymówkę tym, którzy do placówki chcą posłać chore dziecko.

parenting (46).jpg

Fot. Pexels

Wlewają syrop do gardła dziecka

Jednak wśród tych lekkich katarków do placówek przemykają dzieci ze szklistymi oczkami, ospałe, apatyczne, kaszlące, aż do utraty tchu. Rodzice posyłają do placówek CHORE dzieci. I nie mają żadnych skrupułów, żeby dziecko do sali wepchnąć. W porannym pośpiechu odkrywamy, że dziecko jest jakieś niewyraźne, skarży się, że boli je gardło i zrobiło się ciepłe.

Chętnie byśmy zostawili malucha w domu, ale szef dzwonił już trzy razy, przypominając o spotkaniu z kontrahentem, a do tego na 12:00 koniecznie trzeba skończyć raport, a o 14:00 podpisujesz ważny kontrakt. Nie ma wyjścia, dziecko musi iść do placówki, szybko podajesz syrop z ibuprofenem, wieziesz do placówki i wpychasz malucha do sali. Zamykasz drzwi i uciekasz na parking, nic nie mówisz, a wzroku nauczycielki unikasz jak ognia.

Bezczelność rodziców nie zna granic

Nauczycielki z przedszkoli i opiekunki ze żłobków załamują ręce. Uważają, że rodzice traktują je, jak... idiotki. - Przecież widzę, że dziecko jest osowiałe - mówi Kamila, nauczycielka z podwarszawskiego przedszkola. - Mam dwójkę własnych dzieci i dokładnie wiem, które z moich podopiecznych ma przedszkolny katarek, a które jest po prostu chore i powinno zostać w domu - dodaje.

Kobieta nie raz widziała, jak mama daje dziecku syrop w samochodzie na parkingu, albo wręcz w szatni. Potem nie odbiera telefonu, albo mówi, że przyjedzie najszybciej, jak się da i zjawia się góra pół godziny wcześniej, niż zwykle. - Z jednej strony to żenujące, bo robią krzywdę własnemu dziecku, które leży cały dzień w kąciku na podłodze i naraża na infekcję większą grupę, a z drugiej, co ma zrobić, jak pod ręką nie ma babci? - pyta retorycznie kobieta.

Dziecko bezwzględnie musi zostać w domu

Pediatrzy apelują do rodziców o rozsądek i pozostawienie w domu dzieci, które wykazują objawy ostrej infekcji, ale nie tylko. Dziecko nie może pójść do placówki, jeśli: ma temperaturę powyżej 37,5 stopnia, ma opuchnięte śluzówki i szkliste oczy, bardzo intensywnie kicha. Kaszel jest duszący, lub powoduje odruch wymiotny. Maluch wymiotuje i/lub ma rozwolnienie. Rodzic (nie tylko matka) ma obowiązek w takiej sytuacji zająć się dzieckiem.

Nie można posyłać dziecka do przedszkola z infekcją, bo za chwilę cała grupa będzie chora, łącznie z nauczycielkami. Myślmy o tych, którzy zaniosą infekcje do domu, a tam może być noworodek, osoba chora przewlekle, kobieta w ciąży... Dla wielu niegroźna choroba naszego dziecka może okazać się bardzo poważną, zagrażającą życiu. Zatroszczmy się o własne dzieci, które w czasie choroby potrzebują bliskości i opieki rodzica, a nie leżenia w kącie sali.

Małe dzieci chorują, pracodawca zdaje sobie z tego sprawę. Dziecko ma dwoje rodziców i branie zwolnienia naprzemiennie, zwyczajnie będzie rozsądniejsze. W niektórych przypadkach jest możliwe porozumienie z pracodawcą i ustalenie na awaryjne sytuacje pracy zdalnej. Nie każdy ma babcię czy ciocię, która może zająć się dzieckiem w nagłej sytuacji pod ręką. Ale czasem warto też poszukać pomocy u sąsiadów. 

Zobacz także:

Tak brzmi kaszel krtaniowy. To nagranie powinien usłyszeć każdy rodzic

Bezdomna w zaawansowanej ciąży nocowała na klatce. Sąsiedzi wezwali policję

Rozwód to nie grzech. Jest nowe stanowisko Kościoła w sprawie rozwodników
rozwodnicy mogą przystępować do komunii
Czasem zwyczajnie się nie da. Człowiek stara się, zabiega, walczy, a jednak związek umiera. Przyczyny bywają różne. Nierzadko katolicy rozwodzą się z powodu niewierności, przemocy, różnic nie do pogodzenia. Bywa, że jeden z małżonków po rozwodzie wchodzi w nowy związek i... jeśli jest wierzący, to stawał przed wyborem: miłość, albo wiara.Rozwiedzeni katolicy w nowych związkach nie mogli dostać rozgrzeszenia i przystępować do komunii. Choć krok w ich stronę zrobił już papież Jan Paweł II, to papież Franciszek zliberalizował jego stanowisko i dziś w większości kościołów rozwodnicy mogą przyjmować Eucharystię, jednak... nie w Polsce.
Czytaj dalej
Zapłacił najwyższą cenę, ale dzięki niemu Polska wreszcie przejrzała na oczy
przemoc Kamil z Częstochowy
Dobrze pamiętam pierwsze doniesienia o 8-letnim Kamilku z Częstochowy. Pracowałam wtedy w redakcji newsowej i śledziłam wszystkie nowe informacje, które pojawiały się w tej sprawie. Choć aniołek już śpi i tysiące ludzi żegnały go na pogrzebie, nadal trudno mi na ten temat mówić. Ta sprawa poruszyła mnie jak żadna inna w mojej dziennikarskiej karierze.Jestem przekonana, że razem ze mną płakało dużo matek, bo cierpienie tego dziecka odczuwałyśmy w całym ciele. Tym, które wydało na świat nasze, żyjące w bezpiecznych domach dzieci. Sprawa Kamilka na szczęście poruszyła nie tylko nas. Także ludzi, którzy do tej pory przemocy wobec dzieci przyglądali się biernie, a nawet zdarzało im się pochwalać krzyk i klapsy. Śmierć 8-latka wreszcie otworzyła im oczy. 
Czytaj dalej