Moje dzieci wyrywają sobie odkurzacz. Znalazłam sposób, żeby sobotnie porządki były przyjemnością
Sobota - dzień mopa. Tak mówi się w wielu polskich domach i choć to żartobliwe określenie, wielu wcale nie jest do śmiechu. Nam też nie było, aż odkryliśmy, że sprzątanie może iść szybciej, łatwiej i przyjemniej. Wystarczyło nieco zmienić podejście.
Dziś każdy jest zajęty, zabiegany, a jednak bałagan w domu robi się sam, nawet jeśli cały dzień nikogo nie ma. Owszem, każdego dnia ogarniamy kuchnię, czy wstawiamy pralkę i zmywarkę, ale jednak w sobotę zwykliśmy robić większe porządki. Odkąd do sprzątania zaangażowały się nasze dzieci, wszystko idzie znacznie szybciej.
Mamy dyżury, nie ma dyskusji
Pierwszą poważną zmianą, jaką wprowadziliśmy w naszym domu, były dyżury przy różnych czynnościach. Zamiast prosić losowe dziecko o wyniesienie śmieci czy sprzątnięcie łazienki wzięliśmy ich plany lekcji i wspólnie ustaliliśmy, kto i w jakie dni ma dyżur przy zmywarce i śmieciach. Nagle przestali mówić: "Mamo, ja ostatnio to robiłem, teraz on".
Nawet, jak któreś z dzieci nie ma ochoty, to samo musi dogadać się z rodzeństwem i zamienić. To działa! W soboty sprzątamy łazienkę, na zmiany, mamy do tego grafik, więc wypada najwyżej raz w miesiącu. Nie jest to duże obciążenie. I kiedy każdy wie, co ma robić, idzie zwyczajnie szybciej, bo nie trzeba rozdzielać zadań.
Wyrywają sobie odkurzacz
Przyjęliśmy zasadę, że sprzątanie może być radosne i zawsze robimy to przy muzyce, ustalamy play listę i każdy może puścić coś swojego. Ten, kto skończy pierwszy ma dodatkowy bonus - wybiera co jemy na kolację. Czasem kończymy więc w pizzerii, a czasem robimy na kolację lasagne. Zależy, kto uwinie się pierwszy.
Czasem największy problem dla dzieci to ustalenie, co właściwie kryje się za słowami rodzica: "Posprzątaj pokój". Dla każdego oznacza to przecież co innego. Jeśli więc oczekujemy, że dziecko ułoży książki na półkach, wyniesie brudne ubrania i naczynia, a do tego zmieni pościel i sprzątnie podłogę, to dokładnie wyszczególnijmy te rzeczy.
Nigdy nie krytykujemy efektów. Sprawdzamy i zachęcamy dzieci, aby zajrzały jeszcze raz pod kanapę, czy szuflady ze skarpetkami. Najważniejsze, żeby nie wprowadzać nerwowej atmosfery. To ma być czas na naukę sprzątania i rozmowy, a nie pretensje.
Każdemu wedle wieku
Trudno jest oczekiwać od przedszkolaka, że zmieni sobie pościel, albo umyje okno, ale zachęcajmy dzieci, żeby nam pomagały, angażowały się od samego początku. Jeśli nie pokażemy im jak to się robi - trudnie im będzie posiąść tę wiedzę. Nie może być tak, że mama biega z mopem i odkurzaczem, a na koniec prasuje wszystkie ubrania, podczas gdy dzieci z tatą oglądają telewizję.
Współpraca sprawia, że to sprzątanie zmienia się we wspólny czas, który można spędzić na rozmowie, śmiechach, wspólnym śpiewaniu. A jeśli na koniec czeka na wszystkich nagroda w postaci wspólnego świątecznego posiłku, to przecież jest kwintesencja rodziny. Mój mąż zwykł mawiać: "Mieszkamy razem, bałaganimy razem i sprzątamy razem".
Dzieci muszą mieć prawo głosu
Dzieci podobnie jak my mieszkają w domu i biorą udział w podejmowaniu wielu decyzji. Wspólnie ustalamy np. czy sprzątamy w piątek po szkole i pracy, żeby mieć całą sobotę na rozrywki, czy byczymy się w piątkowy wieczór, żeby rano ruszyć z kopyta z porządkami. Ustalamy nie tylko, co zjemy po wielkim sprzątaniu, ale wspólnie podejmujemy też decyzje o zakupach spożywczych.
Każdy ma dostęp do aplikacji z listą zakupów i może tam wpisać, czego w domu brakuje. W czasie jak my jedziemy po zapasy, chłopcy razem sprzątają lodówkę, żeby można było spokojnie wszystko rozpakować i ułożyć. Wieczorem, kiedy siadamy do wspólnego oglądania filmu, wszyscy mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Dzieci mają mniej zmęczonych rodziców, którzy mają siłę i czas spędzić czas z nimi, a my poczucie, że znów udało się być drużyną.
Zobacz także:
Sprzedał mieszkanie matki, bo "potrzebował gotówki". Bożenę w obronę wziął sąd
"To nie my zabiliśmy te dzieci". Porażające słowa kierowniczki opieki społecznej