Nastolatka upodlona przez kolegów z klasy. Nie chciała z nimi pić alkoholu
Na zorganizowanym przez szkołę wyjściu do kina, Ewa zataczała się na nogach. Wezwano rodziców, którzy odebrali pijaną nastolatkę. Ewa miała 14 lat, do spożywania wódki namówili ją rówieśnicy. Chciała, by ją zaakceptowali. Po tym incydencie dostała miano "sześćdziesiony" - najgorsza łatka.
Rodzice dziewczynki postanowili interweniować. Okazało się, że 8-klasiści już od dawna imprezowali na rauszu. Dotąd jednak sprawę udawało się zamiatać pod dywan. Choć od wydarzeń minęło już półtora roku, sprawa wciąż elektryzuje.
Żeby zaakceptowali
Jak czytamy w Wyborczej, Ewa była uczennicą ósmej klasy szkoły podstawowej na warszawskich Bielanach. Dziewczynka miała wysoką średnią, jednak jak wielu w jej wieku, zależało jej, by zdobyć sympatię kolegów z klasy. Jak alarmowała kilka miesięcy przed zajściem szkolnego psychologa - ci namawiali ją do spożywania alkoholu, czego nie chciała robić.
Jak potem mówiła dyrektorka szkoły - psycholożka nie poinformowała jej o problemie, nic miał też nie wiedzieć wychowawca. Nastolatka uległa w marcu w czasie wycieczki do kina. Wódkę rozlano do butelek z kolą. Piło 7 osób, ale tylko Ewę "ścięło". Reszta miała większe doświadczenie.
Pijaną nastolatką odebrali rodziców. Po zajściu nie chciała chodzić do szkoły. Jak donosili z Wyborczą jej mama, dziewczynka wstydziła się. - Córka przestała wstawać z łóżka, to był dla niej okropny wstyd, obwiniała się. A tu za chwilę próbne egzaminy ósmoklasisty. Została sama z tą matką, nie dostała się do szkoły pomocy - powiadomiła w tej sprawie z prasą pani Katarzyna.
Wszyscy wiedzieli
Rodzice Ewy nie odpuścili alkoholu w szkole. Krótko po zajściu poruszyli ten temat na zebraniu. Młodzież z 8 klasy szkoły podstawowej od dawna miała spożywać alkohol na imprezach klasowych i w czasie wycieczek. Jedna z mam potwierdziła, że tak było. Dyrektorka dopiero po interwencji dzielnicowych radnych (zaalarmowali ich rodzice Ewy), zajęła stanowisko - ma żal do psycholożki, że ta jej nie poinformowała o rozmowie z nastolatką.
Po powrocie do szkoły nastolatka spotkała się z jeszcze większym odrzuceniem klasy. Wielokrotnie słyszała od nich, że jest "kapusiem" i "sześćdziesioną" (przezwisko nawiązujące do art. art. 60 Kodeksu karnego o nadzwyczajnym złagodzeniu kary dla sprawcy przestępstwa, który ujawni informacje dotyczące innych sprawców) - najgorsze dla nastolatki obelgi.
Dziewczynka, nie chcąc mieć obniżonej oceny z zachowania, poprosiła wychowawcę o pomoc w nadrobieniu strat. Została skierowana do woźnych, by sprzątać szkołę. Ewa zamiatała korytarze, myła podłogi w toaletach, a inni uczniowie dokuczali jej jeszcze bardziej. Rodzice dowiedzieli się o tym po pewnym czasie. Takie prace nie powinny być zlecane dziecku bez ich wiedzy. Oceny z zachowania nie udało jej się poprawić, o co walczyli również rodzice.
Prześladowanie bez końca
W czasie lekcji WF-u klasa Ewy grała w "kartofla". Nastolatka stała na środku, a koledzy rzucali w nią piłką. Krzyczeli przy tym, że "należy się jej". Tego już Ewa nie wytrzymała, zadzwoniła z toalety do mamy, aby ją zabrała. W obawie o bezpieczeństwo dziecka rodzice ruszyli po nią. To był ostatni dzień dziewczynki w bielańskiej podstawówce.
Potem czekała ją już tylko kosztowna terapia i odliczanie dni do rozpoczęcia nauki w nowej szkole. Ale jej koszmar się nie skończył. Zaczęły się głuche telefony. Policja rozkładała ręce, radziła zmienić nr Ewie. Rodzice odmówili, w końcu winnego udało się namierzyć. Nie tylko on dzwonił, ale też namawiał innych. A jednak uniknął kary.
Jak czytamy w Wyborczej: "Sąd umorzył postępowanie m.in. dlatego, że to dobry uczeń, o dobrej opinii, żałował nieprzemyślanego żartu". Od incydentu w kinie minęło półtora roku, Ewa jest już w szkole średniej, jednak rodzice walczą, by ukarać winnych traumy, jakiej doświadczyła nastolatka.
"Przeszliśmy gehennę. Chcemy tylko tego, żeby uznano, że dyrekcja szkoły nie zadziałała właściwie. Dlaczego tak mi na tym zależy? Żeby pokazać innym, a przede wszystkim córce, że warto walczyć o siebie i o sprawiedliwość, wbrew jakimkolwiek przeciwnościom, nie pozwalać się krzywdzić" - przyznaje pani Katarzyna.
To jeszcze nie koniec
Rodzice chcą przeprosin dla córki, za brak właściwej interwencji i pomocy, mają się one ukazać na stronie internetowej szkoły i Facebooku, dodatkowo żądają zadośćuczynienia wysokości 15 tys., wpłaconego na konto Fundacji Dajemy Dzieciom Silę, która wspiera młodzież w kryzysie psychicznym.
Rodzice walczą, mówiąc o dobrym imieniu dziecka. W sprawę zaangażowali wiele instytucji, w tym kuratorium, ale też władze dzielnicy, a nawet prezydenta m. st.. Dyrekcja stoi na stanowisku, że w szkole były prowadzone zajęcia o szkodliwości alkoholu, a w samej sprawie kontaktów Ewy z rówieśnikami interweniowano wiele razy. Jak utrzymuje szkoła - Ewa miała odmawiać koleżankom, gdy próbowały się z nią kontaktować.
"Ta sprawa jest niezwykła, ciągnie się tak długo" - mówiła w rozmowie z Wyborczą Dorota Łoboda (KO) przewodnicząca Komisji Edukacji w Radzie Warszawy - "Strony sporu - w tym rodzice - powinny moim zdaniem wziąć pod uwagę dobro dziecka. I zastanowić się, czy najlepsze dla niego jest ciągnięcie konfliktu, czy zamknięcie sprawy i danie szansy, by dziewczynka mogła o niej zapomnieć i budować relacje w nowej szkole, z nowymi przyjaciółmi" - podsumowuje.
Personalia dziewczynki i jej mamy zostały zmienione.
Zobacz także:
Uczniowie nie będą zadowoleni. Znamy terminy egzaminów i matur 2024
We wrześniu nowe przedmioty w szkole. Minister edukacji przygotował dla uczniów kilka niespodzianek