"Wolę z psami wpuścić, niż z dziećmi". Właściciele mieszkań o tym, dlaczego unikają rodzin
Zniszczone meble kuchenne, ściany czarne do dymu papierosowego, kanapa za 7 tysięcy pokryta wymiocinami… To tylko kilka szokujących scen, jakie zastali w swoich mieszkaniach właściciele po wyprowadzce rodzin z dziećmi.
Historii o tym, jak wynajmujący dewastują mieszkania, jest wiele. Podobnie jak tych, w których matki skarżą się, że bardzo trudno im znaleźć jakieś lokum. Porozmawialiśmy zarówno z najemcami, którzy mają złe doświadczenia, jak i z wynajmującymi, którzy spotykają się z odrzuceniem. Oto kilka z tych historii.
"Przywrócenie mieszkania do stanu używalności kosztowało mnie 12 tys zł"
Justyna wspomina swoje pierwsze mieszkanie, które wraz z mężem wykończyli, z myślą o dzieciach, nie oszczędzając na niczym. Po 7 latach zdecydowali się kupić dom, a mieszkanie wynająć. Chętni znaleźli się bardzo szybko. Najpierw bezdzietna para, potem narzeczeni z malutkim dzieckiem, poleceni przez znajomego.
Młodzi ludzie potrzebowali pomocy, ponieważ nagle stracili dach nad głową. Justyna chciała pomóc, tym bardziej że rodzina zrobiła na niej dobre wrażenie. Nie spodziewała się, jak bardzo pożałuje swojej decyzji.
Na początku wszystko było w porządku. Wynajmujący płacili na czas, nie robili problemów sąsiadom, urodziło im się też drugie dziecko. Kiedy w końcu Justyna musiała odwiedzić mieszkanie, przeżyła szok. Zauważyła zmiany, na które nie wyraziła zgody, m.in. półkę z karton gipsu wmurowaną w ścianę. W mieszkaniu było strasznie brudno, a meble pokrywały dziecięce rysunki.
Kilka dni później Justyna odebrała telefon od matki dzieci, że wyprowadza się, ponieważ rozstała się z partnerem. Wkrótce odezwali się także sąsiedzi, donosząc na głośne libacje w wynajmowanym mieszkaniu. Justyna zdecydowała się wypowiedzieć umowę. Nie obyło się bez awantury z lokatorem, który nie chciał się wyprowadzić.
Aby doprowadzić mieszkanie do stanu, w którym ktokolwiek zechciałby w nim zamieszkać, musiała wziąć tydzień urlopu i wydać kilkanaście tysięcy złotych. Jedne z najbardziej szokujących rzeczy, które odkryła to wymiociny na nowej, drogiej kanapie, dziurawe panele w salonie, czy kuchenny blat przypalony papierosami.
Mimo złych doświadczeń Justyna nadal wynajmuje swoje mieszkanie. Teraz mieszka w nim para z dzieckiem i z psem, nie sprawiając żadnych kłopotów. Justyna ma jednak ograniczone zaufanie. Raz na jakiś czas pojawia się w mieszkaniu, aby mieć oko na jego stan.
"Z mieszkania dochodziły krzyki dzieci, policja musiała wyważyć drzwi"
Kiedy Milena spotkała się z ludźmi, którzy chcieli wynająć jej mieszkanie, była bardzo zadowolona. Na spotkanie kobieta przyszła ze swoją córką. Opowiadała, że szuka mieszkania w okolicy, ponieważ znalazła pracę w pobliskim przedszkolu jako lektorka języka angielskiego. Była bardzo miła, podobnie jak jej córka. Milena podpisała umowę, przyjęła czynsz i kaucję w gotówce, a następnie przekazała kobiecie klucze.
Miesiąc później odebrała telefon od sąsiadki, która skarżyła się, że z mieszkania dochodzą krzyki. Uprzedziła, że zadzwoni na policję. Milena oczywiście zgodziła się na interwencję w trosce o dobro dziecka. Okazało się, że w mieszkaniu oprócz 5-letniej córki, mieszka także 8-letni syn kobiety. Na jednej interwencji jednak się nie skończyło.
Kilka tygodni później do Mileny zadzwoniła policja. Posterunkowa poinformowała ją, że podejrzewają jej lokatorkę o przemoc wobec dzieci i prosiła, by mieć rodzinę na oku. Nie minęło kilka dni, gdy Milena znów odebrała telefon od przerażonej sąsiadki. W bloku ponownie interweniowała policja. Tym razem musieli wyważyć drzwi, aby dostać się do środka. Milena nie miała wątpliwości, że trzeba to zrobić, jeżeli dzieciom w środku dzieje się krzywda.
W końcu wynajmująca mieszkanie kobieta straciła dzieci. Trafiły pod opiekę babci, a ich matka uciekła do rodzinnego miasta. To, co pozostawiła po sobie w mieszkaniu Mileny, było przerażające. Ściany pokrywały brudne plamy, zamiast dywanu w salonie leżały szmaty, a podłoga pod pralką, zalana wielokrotnie, wymagała pilnego remontu.
Mało tego. Wyrzucenie kobiety z mieszkania zajęło jeszcze miesiąc. A gdy w końcu się to udało, pojawiła się na miejscu pijana ze swoim nowym partnerem i zaczęła się awanturować. Potem jeszcze długo nękała Milenę telefonami z pogróżkami. Jakiś czas później całą Polskę obiegła wieść o tym, że porwała swojego syna od babci i, znów, poszukuje jej policja.
Po generalnym remoncie Milena nadal wynajmuje swoje mieszkanie. Tym razem wybrała kogoś, kogo zna osobiście. Musiała też przeprosić wszystkich sąsiadów.
"Powiedział, że woli z psami wynajmować, niż z dziećmi"
Historia Agaty to opowieść o drugiej stronie medalu. Agata wraz z mężem mieszkają w wynajmowanych lokalach od 8 lat. W tym czasie zmieniali je już 4 razy, ale nigdy z żadnego nie zostali wyrzuceni. Wręcz przeciwnie. Po wyprowadzce nie tylko gruntownie sprzątali, ale też malowali każde mieszkanie. Mimo to poszukiwanie nowego lokum to dla nich zawsze droga przez mękę.
Trudności pojawiły się, gdy urodziła się ich pierwsza córka. Musieli wówczas zmienić mieszkanie, ponieważ antresola z wysokimi schodami stanowiła zagrożenie dla małego dziecka. Szybko okazało się, że zmiana miejsca zamieszkania nie będzie łatwa. Wielu właścicieli rozłączało się od razu, gdy Agata mówiła o tym, że mają małe dziecko. Niektórzy od razu na początku rozmowy zaznaczali, że nie wynajmują mieszkania rodzinom z dziećmi. Nie brakowało też ogłoszeń, w których można przeczytać: “rodzinom z dziećmi dziękujemy”.
Agata na długo zapamięta rozmowę, w której usłyszała, że właściciel wolałby mieszkanie wynająć rodzinie z psami, niż z dziećmi. Mimo zapewnień o tym, że mogą przedstawić referencje od poprzedniej właścicielki, nie chciał nawet się spotkać. W innym miejscu, po informacji, że para posiada dziecko, właściciel postanowił podnieść kaucję za mieszkanie o 300 procent. Okres wypowiedzenia się kończył i Agata nie miała innego wyjścia. Pożyczyła pieniądze i zapłaciła zawyżoną kaucję.
Od tamtej pory przeprowadzała się jeszcze raz, z podobnymi przygodami. Obecnie ma już dwoje dzieci i nadal mieszka w wynajmowanym mieszkaniu. Tym razem udało jej się znaleźć właściciela, który szukał rodziny z dziećmi, ponieważ wierzył, że tacy lokatorzy są spokojni i odpowiedzialni. Agata żyje z nim w przyjacielskiej relacji, mają umowę na czas nieokreślony.
Aby uniknąć złych doświadczeń, przygotuj dobrą umowę
Te historie rysują nieciekawy obraz rynku wynajmu w Polsce. Z jednej strony mamy straszne historie o zdewastowanych mieszkaniach. Z drugiej opowieści o długich poszukiwaniach miejsca do życia i dyskryminujących określeniach. Obydwie strony mają swoje racje, których nie można im odmówić.
Trudno przewidzieć, czy spokojna z pozoru rodzina, nie będzie sprawiała problemów. Dlatego, aby dobrze się zabezpieczyć, zarówno najemcy jak i wynajmujący, powinni zadbać o to, jak wygląda podpisywana przez nich umowa. Musi chronić interesy obydwu stron, chociaż wynajmujący będą musieli nieco bardziej się postarać.
Właściciel może wymagać pisma od notariusza, w którym rodzina z dziećmi zobowiązuje się do opuszczenia mieszkania w razie potrzeby oraz wskazuje, że ma gdzie się podziać, gdyby doszło do eksmisji. Wynajmujący z kolei powinni zadbać o to, żeby zrobić wykaz wyposażenia i jego stanu, wraz ze zdjęciami. Nie musimy wspominać o tym, że powinni też dbać o mieszkanie, przynajmniej tak, jakby było ich własne.
Zobacz także:
"Na jedno dziecko dostałam 800+, na drugie 500+, o co chodzi?!" Na forach dla rodziców aż kipi
Śląsk: Zginęła matka 6 dzieci. Sprawca w rękach policji
Palacza trzymaj od dziecka z daleka. Szkodzi mu nawet sam jego zapach