Po lekcji WF-u ośmiolatka trafiła do szpitala. Szkoła nie zamierza brać odpowiedzialności za zdarzenie
Podczas lekcji WF-u dwie dziewczynki zderzyły się ze sobą głowami. Nauczyciel stwierdził, że nic się nie stało i kontynuował zabawę. Kiedy jedna z kilkulatek wróciła do domu, ostry ból głowy nie przestawał jej dokuczać. Ostatecznie trafiła do szpitala.
Teraz placówka nie chce wziąć odpowiedzialności za to, co przydarzyło się dziewczynce. Ich zdaniem wizyta w szpitalu nie miała nic wspólnego z zajściem na lekcji WF-u. "Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że po uderzeniu w głowę należy zgłosić się do lekarza" - stwierdza matka dziewczynki.
Dziewczynki trafiła do szpitala po lekcji WF-u
Do tragicznego zajścia doszło w jednej z prywatnych szkół w Polsce. Ośmioletnia Amelka podczas zabawy w berka na WF-ie zderzyła się ze swoją koleżanką. Mimo to nauczyciel kazał kontynuować grę i stwierdził, że nic się nie stało. Po lekcjach dziewczynka wróciła do domu, jednak cały czas skarżyła się na ból głowy.
W końcu zaniepokojony ojciec postanowił zabrać ją do szpitala, gdzie lekarz zlecił prześwietlenie głowy. Badanie tomografem wskazało, że w głowie dziewczynki jest wielki krwiak. Liczyła się każda minuta. Dziecko przewieziono do Centrum Zdrowia Dziecka w Ligocie, by wykonać operację. - Na salę operacyjną moje dziecko zostało zawiezione około godziny 23. Patrzyłam na zegarek i liczyłam sekundy. Bo liczyła się każda. Krwiak uciskał na mózg i w każdym momencie mógł wyrządzić nieodwracalne szkody. Moje dziecko nie wiedziało, co się dzieje, bo było już wtedy nieprzytomne — wspomina mama Amelki dla serwisu beskidzka24.pl. Na drugi dzień stan dziewczynki uległ pogorszeniu i wymagana była kolejna operacja. Na szczęście tym razem wszystko dobrze się skończyło.
Szkoła nie bierze odpowiedzialności
Teraz dyrekcja placówki nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. Uznali, że wypadek na WF-ie nie mógł być przyczyną tak poważnego urazu.
- Jest nam przykro z powodu tego, co stało się Amelii. Ale, tak jak ustaliliśmy, nie miało to związku ze zdarzeniem na WF-ie. Z naszego protokołu powypadkowego jasno to wynika – powiedziała dyrektorka w rozmowie z portalem beskidzka24.pl.
Rodzice Amelki nie potrafią zrozumieć stanowiska placówki. Swoją córkę przenieśli już do innej szkoły.
- Ewidentnie nie chcą wziąć odpowiedzialności za to, co się stało, a moje dziecko przez brak szybkiej reakcji szkoły mogło umrzeć. Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że po uderzeniu w głowę należy zgłosić się do lekarza, bo skutki mogą nastąpić nawet po paru godzinach — żali się mama dziewczynki.
Artykuły polecane przez redakcję Portal Parentingowy:
Teściowa stawia rodzinie ultimatum. Gdy matka usłyszała warunek, wpadła w gniew
Para zaadoptowała dziewczynkę z Ugandy. Okazało się, że dziecko podstępem odebrano matce
Źródło: mamotoja.pl