W takim domu nie chce się żyć. Terapeuta wylicza błędy rodziców
Do niektórych domów wchodzi się i chce się w nich być. W innych napiętą atmosferę czuć od progu. Co wpływa na dobrostan psychiczny rodziny i jak zapewnić dziecku najlepsze warunki do rozwoju rozmawiamy z psychoterapeutą z 20-letnim stażem Krzysztofem Rusiniakiem.
Nikt z nas nie chce krzywdzić dzieci, a jednak wciąż nie umiemy z nimi rozmawiać. Odbijamy się od ściany, gdy młody człowiek przychodzi się pożalić. Zwykle dlatego, że nie spełniamy jego oczekiwań, ale pocieszające jest to, że wciąż nie jest za późno na zmiany.
Rodzice nie umieją słuchać dzieci
Portal Parentingowy: Coraz bardziej świadomie żyjemy, mamy łatwy dostęp do informacji niezależnie od miejsca zamieszkania. Czy widać, że rodzice korzystają z tego i dzieci są dziś lepiej zaopiekowane na warstwie psychicznej, niż kiedyś?
Krzysztof Rusiniak: Zgadzam się z tym, że dziś mamy lepszy dostęp do informacji, niż 20 lat temu. Ale, z tym że dzieci są lepiej zaopiekowane psychicznie, raczej nie. Oczywiście nie chcę generalizować, bo znajdziemy mnóstwo rodzin, gdzie są zadbane, ale bez trudu znajdziemy też takie, gdzie zupełnie nie są.
Czym byśmy określili dobrostan psychiczny w rodzinie?
Przede wszystkim musimy zwrócić uwagę na jakość relacji w tej rodzinie. Nie tylko sprawy techniczne, jak zaspokojenie potrzeb fizycznych dziecka, mówimy tu o pełnej lodówce, zapłaconych rachunkach czy sprzątaniu. Jeśli chcemy zadbać o dobrostan psychiczny bliskich, zainteresujmy się tym, co się dzieje w ich strefie emocjonalnej. Trzeba szukać czasu razem, nie tylko mijać się w drzwiach, czy podwozić dzieci na zajęcia.
Z jakimi problemami dzieci zgłaszają się pomoc w tej strefie do specjalisty?
Najczęściej są to smutek, lęki, problemy wieku dorastania, trudności w relacjach rówieśniczych, nieradzenie sobie z emocjami. Ale też problemy z używkami. Są to zarówno substancje chemiczne, jak i zachowania, które są regulatorem stanów emocjonalnych. Często pojawia się wątek braku zrozumienia ze strony dorosłych, zamiast słuchać, co dzieci mówią - moralizują, pouczają.
Młodzież często nie czuje bezwarunkowego wsparcia od rodziców. A to na etapie dorastania jest dla dzieciaków bardzo ważne.
To znaczy, że z rodzicami nie mogą porozmawiać o problemach?
To niestety prawda.
Nie chcemy, czy nie potrafimy zrozumieć swoich dzieci?
Jedno i drugie. Część rodziców nie chce się angażować, czasem bagatelizują problemy. Są i tacy, którzy zwyczajnie nie mają czasu. Zapracowani, skupieni na zapewnianiu dóbr materialnych nie rozumieją dziecka, bo przecież ono wszystko ma.
Bywa też tak, że rodzic jest zaskoczony uzyskanymi od dziecka informacjami i nie wie, co ma z tym zrobić. Chce cały czas być ekspertem. A dziecko często nie przychodzi po radę, bo wie, co ma zrobić. Potrzebuje wsparcia i potwierdzenia, że idzie właściwą drogą.
Rodzic jest zapracowany, zestresowany i ma jeszcze problemy w związku, czy może w takiej sytuacji zapewnić dziecku dobrobyt psychiczny?
To jest bardzo złożony temat. Jeśli mamy taką sytuację, że partnerzy źle ze sobą funkcjonują, mają problemy z komunikacją, to często to się przekłada na ich role rodzicielskie. A to są przecież dwie zupełnie różne role. To, co się dzieje między partnerami, może się nie dziać między rodzicami. Często niestety ludzie nie rozdzielają tych ról.
A można być fajnymi rodzicami, dobrze funkcjonować na tej płaszczyźnie, nawet jeśli w parze nam się nie układa, czy wręcz się rozstaliśmy.
Relacje rodziców a dobrostan dziecka
Kłótnie rodziców psują relacje z dziećmi? Przy założeniu, że rodzice walczą ze sobą, ale wciąż mieszkają razem.
Warto rozdzielić dwie rzeczy: walka a kłótnia. Kłócimy się wszyscy, spieramy, nawet w udanych związkach. Jeśli dziecko widzi, że rodzice szanują się, kochają i wspierają, ale zdarzają im się sytuacje konfliktowe, to ono specjalnie się tym nie przejmie. Będzie to nieprzyjemna sytuacja, ale dziecko nie będzie czuło, że musi się włączyć, czy wziąć jedno z rodziców pod opiekę.
Jednak jeśli mówimy faktycznie o walce, to zaczyna się problem. Dzieci mają konflikt lojalności, chcą mieć dobre relacje i z mamą, i z tatą. Jeśli są świadkami wojny między rodzicami, to przyjmują pewne stanowisko i obierają stronę. Czasem przylegają do rodzica, którego chcą chronić. Dziecko dostrzega, kto jest słabszy i bywa, że przylega do rodzica, który w tym konflikcie radzi sobie gorzej, a czasem do tego silniejszego.
Żyjemy w czasach, kiedy wiele par się rozstaje, ale są i takie, które zostają ze sobą "dla dobra dzieci", bo tak nas wychowano. Czy to dobry pomysł? Czy takie życie może oddziaływać na późniejsze relacje, które dziecko stworzy?
Zdecydowanie. W dorosłym życiu najczęściej powielamy schemat związku rodziców w naszej relacji partnerskiej. Natomiast nie jest prawdą, że zostajemy ze sobą dla dobra dzieci, jeśli jesteśmy w złych relacjach, to trwanie razem nie będzie dla dzieci dobre. Lepiej rozstać się, ale wypełniać właściwie rolę rodzicielską. Zabiegać o ten kontakt, interesować się dzieckiem.
Dorosłe osoby, które do mnie trafiają, a mają takie doświadczenia z dzieciństwa, że rodzice za wszelką cenę udawali szczęśliwą rodzinę, mówią jasno, że wcale to dla nich nie było dobre. Żyli w ciągłym napięciu, kiedy znów coś wybuchnie i czuli tę sztuczność. Często starali się usunąć w cień, żeby nie zaogniać swoimi problemami sytuacji w domu.
Dzieci doświadczają wówczas parentyfikacji? Przejmują rolę rozjemcy odpowiedzialnego za relacje w rodzinie?
Tak, wówczas często biorą pod opiekę młodsze rodzeństwo. Bywa, że jedno z rodziców chętnie przekazuje tę rolę. Dorośli nie widzą w tym nic złego, bo czyż starsze dziecko nie może trochę pobyć z młodszym rodzeństwem? Odpowiedź jest prosta: jednorazowo nie ma problemu, ale jeśli to jest ciągłe, to coś jest nie tak.
Często to dziecko dostaje kompetencje rodzicielskie: tu masz nakazać, tam dopilnować. Dzieci czują się wtedy dorosłe, więc się nie buntują, ale po latach to się na nich odbija. Bo rodzeństwo odchodzi, a oni zostają sami. Nie mają w dorosłości dobrych relacji ani z rodzeństwem, ani z partnerem.
Czerwone lampki dla rodziców
W jakich sytuacjach powinniśmy szczególnie zatroszczyć się o psychikę dziecka? Kiedy powinna nam się zapalić czerwona lampka?
Zawsze alarmować powinna nas nagła zmiana zachowania. Dziecko zachowywało się schematycznie, a nagle jest zupełnie inaczej. Zmiany w nauce: nagłe pogorszenie stopni, ale też niespodziewany wzrost wyników. Jeśli sprawia problemy wychowawcze, staje do nas czy nauczycieli w kontrze, sprzecza się więcej z otoczeniem. Niepokoić powinno jeśli staje się agresywne, albo przeciwnie - wyjątkowo apatyczne. Nagle zmienia swój wygląd, okalecza się. To są sygnały, że dzieje się coś niedobrego.
W tej chwili młodzież używa mnóstwa komunikatorów internetowych, więc dzieci piszą do siebie: "Moi starzy robią tak...", "A ojciec to taki drań" - to są informacje o tym, jak dziecko nas postrzega.
Powinniśmy zaglądać do tej korespondencji?
I tak, i nie. Z jednej strony telefon jest sprawą intymną, bo przecież nie chcemy, żeby ktoś czytał nasze listy czy maile. Rodzi się więc pytanie, czy my mamy prawo, jako rodzice.
To ogromny dylemat moralny wszystkich rodziców, bo z jednej strony chcemy szanować prywatność dzieci, a z drugiej boimy się coś przeoczyć.
Dlatego trzeba to robić mądrze. Jeśli coś nas niepokoi, to czasem sięgamy po zasadę "ufaj, ale sprawdzaj". Trzeba się zastanowić, co zrobimy z informacją, którą w ten sposób pozyskamy. Jeśli rodzic ma ograniczone zaufanie do dziecka, bo jest świadom zagrożenia, to musi to mądrze i dyplomatycznie rozegrać. Jeśli powiemy: "Zajrzałam do twojego maila i wiem, co tam wypisujesz!" - to nie ma mowy o porozumieniu.
Przykład z narkotykami. Mama sprzątała w pokoju córki i wpadł jej w ręce pamiętnik, przeczytała i okazało się, że dziecko bierze amfetaminę, żeby efektywniej się uczyć. Ta kobieta bardzo przytomnie nie przyznała się, że wie, co córka napisała. W rozmowie powiedziała jej, że martwi się o nią, bo ta dużo się uczy, jest blada. Namówiła nastolatkę na badania krwi, zasłaniając się zmianami wynikającymi z dorastania.
W laboratorium poprosiła o wykonanie przy okazji testów na narkotyki. Mama rozmawiała z córką spokojnie, dziewczyna się przyznała, a matka była w stanie jej pomóc, bo dziecko nie straciło zaufania.
To ten dobrostan, o którym rozmawiamy, zamiast bury - troska.
Kiedyś była taka fajna kampania antynarkotykowa Krajowego Biura do Spraw Przeciwdziałania Narkomanii. Jedna z lepszych, jakie widziałem. Na jednym z plakatów siedzą odwróceni od siebie ojciec i syn, każdy zajęty swoimi sprawami. Na drugim obrazku ta sama para jest zwrócona do siebie twarzami. Podpis: "Bliżej siebie, dalej od narkotyków".
Istota dobrostanu psychicznego
Rodzice współczesnych nastolatków, mimo że świadomi zagrożeń, chyba nie do końca potrafią przełamać barierę między dorosłymi a dziećmi. Ona przecież rosła między nami przez wiele pokoleń.
Oczywiście, że tak. Popełniamy wiele błędów, często już 8-latki są przeładowane zadaniami. Potem gdy dziecko dorasta, to chcemy trzymać je w domu, myślimy, że coś mu zagraża. A przecież to nie chodzi o to, żeby zatrzymywać młodych ludzi w rozwoju, tylko wspierać ich w nim i wyposażać w narzędzia, dzięki którym mogą o siebie zadbać. Zakazami ich tego nie nauczymy.
“Dobrostan możemy zdefiniować jako szczęście, ale dla każdego to szczęście będzie oznaczało coś innego”. Myśli pan, że faktycznie potrzeba nam uświadomienia sobie, że nasz dobrostan nie jest tożsamy z dobrostanem dzieci?
Na dobrostan składa się dużo elementów. To jak się czujemy fizycznie i psychicznie, jak przebiegają nasze relacje, co się dzieje w domu, czy potrzeby są zaspokajane, a cele osiągane. Jest taka Cebulowa Teoria Szczęścia (jej autorem jest psycholog społeczny i wykładowca akademicki Janusz Czapiński - red.): jeśli rdzeń jest szczęśliwy, to wszystko inne da się odbudować. Dokładnie tak jest z cebulą, jeśli środek nie umrze, to wsadzona do wody cebula odbuduje warstwy.
Tak samo jest z ludźmi. Jeśli mamy silne wsparcie w najbliższym otoczeniu, wierzymy w siebie i znamy swoją wartość, to nawet jeśli coś, co jest dalej od rdzenia nie idzie po naszej myśli - możemy się z tym uporać, odbudować wszystko.
Dom rodzinny może być tym rdzeniem?
Tak, to "gniazdo", do którego wracamy, wiemy, że tam czeka na nas wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, trochę jak w azylu.
Czy istnieją uniwersalne schematy, który każdy z nas może stosować, żeby zatroszczyć się o dobrostan psychiczny rodziny?
Zacznijmy od początku. Żeby założyć rodzinę, mieć dzieci potrzeba mężczyzny i kobiety. Fajnie, jeśli ta para trwa, ale najważniejsze, żebyśmy wiedzieli, po co są nam dzieci. Zderzyłem się w bardzo różnymi odpowiedziami. Poczynając od takich, że wszystkie koleżanki mają dzieci.
Presja społeczna, że kobieta powinna być matką, cały czas pokutuje?
Tak, a przecież to powinna być świadoma decyzja, że chcemy z dzieckiem podzielić się czymś fajnym, bo życie jest fajne. Nie możemy traktować dziecka, jak kłopotu. Musimy być świadomi, że pojawienie się małego człowieka zupełnie zmienia dotychczasowe życie, schematy, do których przywykliśmy.
Będzie różnie, czasem będą nieprzespane noce, infekcje i z tego też trzeba być gotowym czerpać radość. Dzieckiem trzeba się opiekować, troszczyć na każdym etapie. Jeśli traktujemy to jako przykry obowiązek, to nie ma szansy na sukces. A jeśli potrafimy się cieszyć z najmniejszych rzeczy i będziemy akceptować dziecko w całości, to ten dom może być naprawdę fajnym domem.
Krzysztof Rusiniak - psycholog z 20-letnim stażem. Pracował m.in. w Telefonie Zaufania, obecnie przyjmuje pacjentów w Centrum Psychologicznym Good Life w Warszawie.
Zobacz także:
Czaruś wrócił do domu! Mama pięcioraczków podzieliła się przepięknym zdjęciem
Na męża wybierz wysokiego faceta. Da ci to, czego nie dostaniesz od żadnego innego