Wyszukaj w serwisie
Przed ciążą Ciąża i Poród dziecko 0-2 przedszkolak szkoła Życie rodzinne zdrowie i pielęgnacja dziecka quizy
portalparentingowy.pl > Przedszkolak > Opiekunki krzyczą na dzieci, popychają je. Oto smutna rzeczywistość żłobków
Marta Uler
Marta Uler 05.03.2024 10:45

Opiekunki krzyczą na dzieci, popychają je. Oto smutna rzeczywistość żłobków

czy wysyłać dziecko do żłobka
Fot. Pixabay/OlgaVolkovitskaia

Na jednej z grup na Facebooku pojawił się wpis, który wywołuje dreszcz grozy. Ktoś opisał to, w jaki sposób traktowane są w żłobku dzieci. Poganiane, popychane, poszturchiwane, często zmuszane do aktywności, których się boją lub krępują, na które nie mają ochoty ani siły.

Do żłobków chodzą malutkie dzieci. Wiele z nich nie umie jeszcze mówić. Nie poskarżą się więc w domu. Czy właśnie na tym bazują opiekunki, które tak wyżywają się na swoich podopiecznych? Dlaczego w ogóle takie osoby pracują z dziećmi?

"Szarpnęła dziecko, krzyczała”

Przeglądając internet, można się czasem natknąć na coś ciekawego, niezwykłego, zaskakującego, ale i wstrząsającego. To ostatnie odczucia towarzyszyło mi, gdy kilka dni temu przeczytałam na Fecebooku wpis na jednej z grup dla rodziców i nauczycieli. Anonimowy uczestnik tej grupy napisał:

"Prowadzę raz w tygodniu zajęcia dodatkowe w żłobku. Ostatnio widziałam, jak jedna z opiekunek szarpnęła dziecko, żeby wstało od stolika i krzyknęła, że ma usiąść na dywanie. Był to w dodatku chłopiec baaardzo wrażliwy, który potrzebował sporo czasu, zanim się otworzył na zajęciach. Więc tym bardziej trudno było mi na to patrzeć... Potem jeszcze krzyczała na te dzieci w trakcie moich zajęć (że mają usiąść na miejscu, że teraz klaszczemy itp.). Opiekunki często tam pokrzykują na dzieci i je ‘dyscyplinują’.
Zanim pogadamy dyrekcją... co mogę zrobić, żeby tak nie było tam na co dzień?”

Aż nie mogłam w to uwierzyć... Jasne, w mediach pojawiają się czasem doniesienia o patologiach mających miejsce w tym czy innym żłobku lub przedszkolu, ale wydawało mi się, że są to jednostkowe sytuacje, takie "wypadki” przy pracy, które natychmiast są nagłaśniane i załatwiane. Albo po prostu bardzo chciałam, żeby tak było...

Fot. Freepik

Nie mówią, to się nie poskarżą

Odkąd przeczytałam ten post, mam podejrzenie, że właśnie taka może być rzeczywistość w wielu placówkach. A im młodsze chodzą tam dzieci, tym częściej może spotykać ich podobna krzywda. Bo te najmniejsze nie umieją jeszcze mówić, więc na pewno się nie poskarżą rodzicom. Zresztą, nawet od maluchów, które już mówią, ciężko nam wyciągnąć cokolwiek na temat tego, jak było w przedszkolu, czy żłobku.

I z takiego założenia wychodzą zapewne niektóre opiekunki. Jak można szarpać dwulatkiem? Jak można go obrażać, zastraszać, popędzać, szturchać? Opisywaliśmy już takie przypadki. W przedszkolu w Drobinie opiekunki stosowały przemoc wobec dzieci, szarpały je, wyzywały, a nawet zamykały w toalecie za karę. Podobna sytuacja miała miejsce w żłobku w Legionowie. Nauczycielki, które znęcały się nad dziećmi, zostały dyscyplinarnie zwolnione.

Jak jednak widać, wcale nie są to odosobnione przypadki. Tam, gdzie rodzice nie będą zbyt dociekliwi, albo jeśli ich dzieci nic im nie powiedzą, takie sprawy mogą nigdy nie wyjść na jaw. Ale zawsze powinniśmy być czujni, gdy tylko nasze dziecko nie chce iść rano do placówki. Nie bagatelizujmy tego, rozmawiajmy, wypytujmy, bo nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie dzieje mu się tam po prostu krzywda.

Widziałam, jak opiekunka dała maluchowi klapsa

Kiedyś, gdy mój starszy syn chodził jeszcze do przedszkola, byłam świadkiem następującej sytuacji. Tego dnia spóźniliśmy się, więc w szatni i na korytarzu było już pusto. Gdy rozebrałam dziecko i prowadziłam je do sali, otworzyły się inne drzwi i wyszła z nich cała grupa dzieci prowadzona przez opiekunkę pomocniczą. 

Dzieci szły mniej więcej w parach, ale niektóre dokazywały, wybiegały przed szereg, wygłupiały się, normalka. W pewnym momencie jeden chłopczyk zrobił dziwną figurę, po czym zachwiał się i upadł. A ta kobieta (nie widziała mnie), w sposób totalnie automatyczny, podniosła go za rękę i wlała mu w pupę klapsa. Aż mnie zamurowało. Podeszłam bliżej i powiedziałam "Widziałam to”. Bardzo się zmieszała, chciała obrócić tę akcję w żart, wskazała na chłopca, który chyba faktycznie nic sobie z tego nie zrobił, bo dalej wesoło skakał, ale ja się nie uśmiechnęłam. 

Już do końca przedszkola, gdy tylko ją gdzieś mijałam, patrzyłam "znacząco”. To, co wtedy zrobiła, to może był drobiazg, bo wiem, że ta pani była ogólnie lubiana przez dzieci. Mam jednak nadzieję, że miała się potem na baczności, a przede wszystkim, że coś sobie przemyślała.

Co można zrobić, gdy widzimy, że dzieciom dzieje się krzywda?

Jeśli nasza pociecha nie chce rano się ubrać, jeżeli wyjście do przedszkola czy żłobka jest dla niej problemem, nie bagatelizujmy tego. Rzeczywiście, może być tak, że dziecko przeżywa tylko sam moment rozstania z rodzicem, a potem już świetnie się bawi i naprawdę dobrze radzi sobie w placówce. 

Jeszcze zanim mój starszy syn zaczął chodzić do publicznego przedszkola (to, o czym pisałam, działo się właśnie tam), przez rok chodził do prywatnego. Uwielbiał to przedszkole, przywiązał się zwłaszcza do jednego pana nauczyciela. Jednak rano zawsze rozpaczał i nie pozwalał mi jechać do pracy. Ale dosłownie 5 minut po tym dramatycznym rozstaniu dostawałam zdjęcia od opiekunek, na których z uśmiechem od ucha do ucha bawił się z kolegą albo zajadał śniadanko. 

Może jednak być tak, że ten strach przed pójściem do placówki ma podłoże, któremu należy się dokładniej przyjrzeć. Obserwujmy więc dzieci, rozmawiajmy z nimi, bawmy się w przedszkole/żłobek, inicjujmy scenki, bo tak czasem można zauważyć coś podejrzanego. A wtedy trzeba działać. Jeśli podejrzewamy, że naszemu dziecku dzieje się krzywda, zgłaszamy to przede wszystkim do dyrekcji (dalej mamy kuratorium, policję) i pilnujemy, by ta wyciągnęła konsekwencje. 

Zobacz także:

Pijane przedszkolanki opiekowały się dziećmi. Interweniowała policja

Koszmar w żłobku. Pogryziony do krwi chłopiec trafił do szpitala

40 minut siedziałam pod salą przedszkola, bo syn nie chciał mnie puścić. Było warto