Sanki to świetna zabawa. A będzie jeszcze lepsza, gdy założysz dziecku kask
Gdy śnieg dopisze, nie ma lepszej opcji: ubieramy dziecko w kombinezon, grubą czapkę, rękawiczki i śniegowce i ruszamy na sanki. Ale nie ma dobrej jazdy, gdy nie można pościgać się z górki. I tu trzeba uważać. Taki zjazd z "górki na pazurki” może być bardzo niebezpieczny.
Przeprowadzono symulacje zderzeń na sankach – ich wyniki są przerażające. Wystarczy prędkość 20 km/h by dziecko doznało poważnych złamań. A dzieci potrafią rozpędzać się znacznie szybciej.
Sanki to wielka frajda
Każdy z nas jeździł kiedyś na sankach. Ba! Wielu nadal to robi. Kto ma dziecko, nie odpuści sobie tej przyjemności, gdy tylko warunki pogodowe pozwolą. Zima bywa kapryśna w naszym kraju, a śniegu jest czasem jak na lekarstwo, więc kiedy tylko za oknem zrobi się biało, wyciągamy z szaf, garaży i piwnic czekający tam sprzęt.
Sanki, ślizgi i jabłuszka to must-have każdej rodziny z kilkulatkami na stanie. Maluchy kochają ten sport! Zjeżdżają radośnie z górek i zboczy, nierzadko kończąc tę jazdę w puszystej zaspie. Lub... na jakimś drzewie czy płocie. A to może już nie być takie zabawne.
Eksperci ostrzegają, by jazdy na sankach nie traktować jak czegoś "lightowego”, w odróżnieniu np. od nart czy łyżew. Tu także może dojść do wypadku, czasem bardzo groźnego. Przypomnijmy tylko ten, w którym w 2021 r. na Górce Szczęśliwickiej w Warszawie zginął 12-letni chłopiec, który zjeżdżając na sankach, uderzył głową o ławkę.
Crash testy nie pozostawiają wątpliwości
Naukowcy z Politechniki w Graz (Austria) wraz ze specjalistami z Kuratorium für Verkehrssicherheit przeprowadzili crash testy (z ang. testy zderzeniowe) z sankami. W Austrii miłośników saneczkarstwa jest mnóstwo, a szacuje się, że rannych w wyniku wypadków związanych z tą aktywnością jest około 2,2 tys. rocznie. Badacze opublikowali filmy, na których można zobaczyć, jak może skończyć się z pozoru niewinna jazda na sankach.
Już przy prędkości 10 km/h, czyli dwa razy szybciej, niż chodzimy, podczas zderzenia może dojść do urazów głowy. Przy większej, ok. 20 km/h, można już doznać złamania żeber czy ud.
Bardzo często, gdy dziecko troszkę się boi zjechać z górki na sankach, siadamy za nim. Wydaje się nam, że w ten sposób maluch będzie bezpieczniejszy, bo w razie czego potrafimy manewrować pojazdem, wyciągnąć nogi, by zatrzymać sanki, czy po prostu ochronić dziecko w razie wypadku własnym ciałem.
To błąd! Podczas zderzenia np. z drzewem, jeśli siedzimy za dzieckiem, dodatkowo je dociskamy! Badacze tłumaczą: „We wszystkich naszych scenariuszach symulacyjnych dziecko zostało dosłownie ‘wepchnięte’ na drzewo przez siedzącego za nim dorosłego. Podczas gdy uderzenie w drzewo ma krytyczne znaczenie dla głowy, klatka piersiowa i uda są narażone na ekstremalne dodatkowe obciążenia spowodowane ciężarem dorosłego i interakcją z saniami”.
Kask na sanki? Jak najbardziej
Nikogo nie dziwi to, że dziecko jeździ na rowerze lub na hulajnodze w kasku na głowie. Ten zwyczaj zdecydowanie powinniśmy poszerzyć właśnie o przejażdżki na sankach. "Badania pokazują, że kask znacznie zmniejsza ryzyko urazów głowy – niezależnie od prędkości i niezależnie od tego, czy osoba uderzy w przeszkodę z przodu, czy z boku – mówi dla radiozet.pl Stefan Smit, pracownik naukowy Instytutu Bezpieczeństwa Pojazdów.
Gdy wybieramy się z dzieckiem na sanki, podejdźmy do tego odpowiedzialnie. Wybierzmy górkę odpowiednią dla możliwości naszej pociechy. Niech nie będzie zbyt stroma ani otoczona drzewami, z którymi można się zderzyć. Załóżmy mu kask i ochraniacze. A zanim beztrosko zepchniemy malucha ze szczytu, zjedźmy najpierw sami.
Zobacz także:
Pogoda na ferie 2024. W tych rejonach spadnie nawet 30 cm śniegu!
Niezawodny sposób na śliskie buty. Wystarczy krótka wycieczka do kuchni