Sprzedaliśmy auto dwa lata temu. To była najlepsza decyzja w naszym życiu
To po prostu nie miało sensu. Auto jest paliwożerne, jego utrzymanie kosztuje kupę pieniędzy, a znalezienie miejsca parkingowego pod blokiem, graniczyło z cudem. Na co nam te męki - uznaliśmy pewnego dnia. I bez żalu pożegnaliśmy się z samochodem. No prawie bez żalu.
Jak do tego doszło?
Mieszkamy w Warszawie. Co wiele wyjaśnia. Opłaty parkingowe są tutaj kosmicznie wysokie, miejsc parkingowych brakuje (ale to dobrze), cena ubezpieczenia za auto poraża co rok, a w korkach stoi się dłużej, niż jedzie.
Dlatego dwa lata temu zdecydowaliśmy się na sprzedaż auta. To była trudna decyzja, ponieważ mamy trójkę dzieci, pracujemy w innych miejscach stolicy i lubimy robić duże zakupy na zapas.
Jednak po zrobieniu tabelki i obliczeniu kosztów eksploatacji samochodu, wyszło, że “no nie da się”. Trzeba przykręcić kurek i albo zdecydujemy się na mocne zaciśnięcie pasa, co przy trójce dzieci jest praktycznie niemożliwe, albo sprzedamy auto i zrobimy nieco miejsca w budżecie.
Jak się żyje bez auta?
Domyślam się, że dla niektórych może to być sytuacja zupełnie nie do pomyślenia. Jak można nie mieć auta? A gdy coś złego się wydarzy i trzeba będzie jechać na pogotowie? A gdzie codziennie dźwigać te siaty z zakupami? A co z wyjazdem na wakacje?
Nie myślcie, że my też się o to nie martwiliśmy. Tym bardziej że jedno z naszych dzieci było bezwarunkowo zakochane w samochodzie i nadal je wspomina. Okazało się jednak, że brak auta zwalnia nas z wielu rzeczy. Nie tylko kłopotów finansowych, ale również zdrowotnych (bo wreszcie zaczęliśmy się ruszać). W tym oszczędza nam dużo stresu.
Tylko w naszych myślach wydawało nam się, że dzięki posiadaniu auta jesteśmy wszędzie szybciej. W praktyce spędzaliśmy kupę czasu w korkach, a nasz syn nauczył się mówić: “Co za debil?”, ponieważ mojemu mężowi często puszczały nerwy za kółkiem.
Praktyka pokazała, że jest fajnie
W dwa lata po sprzedaży auta mogę powiedzieć, że jest znacznie lepiej bez niego. Nauczyliśmy się sprawniej ogarniać dzieci do szkoły i przedszkola. Zabieramy je na wycieczki w miejsca, które jadąc autem, byśmy ominęli. A zakupy jakoś zrobiły się mniejsze i lżejsze dla portfela.
Problemem mogły okazać się wakacje, które zwykle spędzamy w Wielkopolsce. Jednak i ten problem rozwiązały najpierw pociągi, a potem auta na wynajem. Gdy musieliśmy się ewakuować z domku nad jeziorem, ponieważ dzieciaki dostały ospy wietrznej, po prostu wynajęliśmy auto, które czekało na nas w pobliskim mieście. I tak, mój mąż szedł 2 km do najbliższego PKS-u, aby je przyprowadzić.
Niemniej dobrze nam bez samochodu. I nie chodzi nawet o pieniądze, bo w rodzinie wielodzietnej one i tak przelewają się przez palce. Zaczęliśmy wszędzie chodzić, a jak się człowiek tak pokręci po świecie, to okazuje się, że jest on bardzo fajny, a dzieci mają wiele cennych rzeczy do powiedzenia. Nasze relacje stały się lepsze jako rodzina.
Ja to wszystko wiem
Ktokolwiek chciałby mi teraz zarzucić, że taka jestem mądra, bo mieszkam w Warszawie i tutaj można komunikacją dojechać wszędzie, ale poza stolicą to PKS co godzinę albo i nie ma, i auto musi być - przyznaję mu rację.
Mieszkając poza miejscem, które ma sprawną komunikację publiczną, samochód w garażu musi stać. Nie oznacza to jednak, że czasem nie można z niego zrezygnować. Ja również mieszkałam kiedyś we wsi, w której autobus jechał albo nie jechał. A odległości do miasta nie dało się przejść w 15 minut na nogach. A szpital był jeden i powiatowy.
Zwracam tylko uwagę, szczególnie w Dzień bez Samochodu, że czasem warto porzucić wygodne fotele i ruszyć z buta. Ja nie posiadając auta, przekonałam się, że nic się nie stanie, jeśli nie będzie mnie w tych miejscach, w których wydawało mi się, że powinnam być. Wszystko, co dla mnie ważne, znajduje się tuż obok mnie. Ma ok. 100 centymetrów wzrostu i uwielbia czytać tablice rejestracyjne innych aut. Naszą i tak zna na pamięć i na zawsze.
Zobacz też:
Jak zadbać o rozwój intelektualny dziecka podczas podróży?
Czym wożą swoje dzieci polskie gwiazdy? Ceny niektórych wózków powalają
Jedzie autem i płacze. A inne dzieci śpią całą drogę. Co z nim nie tak?