Wjechał w grupę dzieci w Borzęcinie, jedno zginęło. Nie wyraził skruchy
Tragedia w Borzęcinie Dużym pod Warszawą wstrząsnęła krajem. 12-latek zginął na miejscu, drugi w stanie ciężkim został przewieziony śmigłowcem LPR do szpitala. Sprawca, 26-latek, był kompletnie pijany, miał blisko 3 promile alkoholu. Początkowo zapowiadano, że czynności z nim zostaną przeprowadzone dopiero w niedzielę, kiedy wytrzeźwieje.
Jak informuje prokuratura, udało się to zrobić wcześniej. W sobotni wieczór sprawca został przesłuchany i usłyszał zarzuty. Przyznał się i opisał wydarzenia z piątku, jednak nie wyraził skruchy. Cała ta historia ma wiele bardzo wstrząsających szczegółów.
Wypadek w Borzęcinie Dużym - nie żyje dziecko
Piątek godzina 16:50, spokojna miejscowość pod Warszawą, grupa dzieci na rowerach wraca ze sklepu na posesję, na której jeden z nich mieszka. Chłopcy byli po przekąski, bo razem chcieli świętować urodziny kolegi. Jechali chodnikiem. Nagle okoliczni mieszkańcy usłyszeli pisk opon, huk. "Jakby coś wybuchło, więc wszyscy wychylili się z podwórek" - relacjonowali potem.
Zatrzymało się dużo samochodów, bo ludzie w pracy wracali, zrobiło się zamieszanie i ludzie tego chłopaka z samochodu wyciągnęli. Zobaczyli, co zrobił i chyba by go rozszarpali, jakby szybko policja nie przyjechała. To rodzina jednego z tych chłopców.
Relacjonował w rozmowie z TVN24 jeden ze świadków. 12-latek zginął na miejscu , to właśnie jego urodziny mieli świętować, do jego domu jechali, byli już blisko. Rozpędzone BMW wyprzedzało inny pojazd, kierowca stracił panowanie i zmiótł z chodnika dzieci.
Jakby z drugiej strony jechał, to też by zginął
Porażające relacje świadków mówiły, że na chodniki były dwa rowery, cztery buty, ale tylko jedno dziecko. Pozostałe dzieci, które jechały z ofiarami, nie ucierpiały. Zrozpaczeni ludzie zaczęli szukać chłopca. 2-latek leżał kilkanaście metrów dalej w ogródku jednej z posesji.
Mieszkam tutaj, słyszałem ten wypadek. Pisk opon i zaraz huk, jakby opona ciężarówki wybuchła. To jest wielkie szczęście. Mógł jechać po drugiej stronie chodnika i to on by zginął.
Mówił w rozmowie z RMF brat chłopca, który przeżył wypadek. Jego stan jest ciężki, ale nie zagraża życiu. Kierowca BMW pożyczył samochód od znajomego, początkowo mówiło się, że być może i właściciel auta usłyszy zarzuty, jednak tak się nie stanie. 26-latka zatrzymano na 3 miesiące, przesłuchanie go było możliwe dopiero po jakimś czasie. Musiał wytrzeźwieć.
Sprawca nie wyraził skruchy
Początkowo planowano przesłuchanie 26-latka na niedzielę, jednak okazało się ono możliwe już w sobotni wieczór. Jak poinformował Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Skiba, mężczyzna usłyszał zarzut spowodowania wypadku w ruchu drogowym ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem alkoholu. Przyznał się do zarzucanych czynów, jednak nie wyraził skruchy.
Mieszkańcy Borzęcina są w szoku. Wszyscy uczestnicy wypadku mieszkali w tej miejscowości. Nim na miejsce dotarły służby, oni udzielili pierwszej pomocy dzieciom i zatrzymali sprawcę. Niewiele brakowało, a sami wymierzyliby sprawiedliwość. Maksymalna kara, jaką 26-latkowi może wymierzyć sąd to 16 lat więzienia.
Zobacz także:
Zatrucie salmonellą w dwóch przedszkolach w Częstochowie. Aż 59 dzieci z objawami
Zatrzymano sprawców linczu na 15-letnim Leonie. Słowa pokrzywdzonego łamią serce
3-miesięczne dziecko z urazami mózgu. Zatrzymano rodziców, to lekarz i adwokatka