Z samolotu prosto do lekarza. Mieszkają w Anglii, ale dzieci leczą w Polsce
W Wielkiej Brytanii mieszka ponad milion Polaków. W samej Anglii prawie 750 tys. osób ma polskie obywatelstwo. Tam żyją, pracują i wychowują dzieci. Wielu z nich swoje potomstwo woli leczyć w Polsce. Czasami lecą do kraju tylko na badania lub wizytę u lekarza. Dlaczego tak się dzieje?
Porozmawialiśmy o tym z Renatą, Polką, która w Anglii mieszka już 10 lat. Tam urodziła i wychowuje wraz z mężem dwójkę dzieci. Opowiedziała nam o tym, jak wyglądają realia opieki zdrowotnej i dlaczego większość z jej koleżanek przynajmniej raz zdecydowała się lecieć do Polski na leczenie dziecka.
"W większości przypadków dzieci leczone są tylko paracetamolem"
Renata opowiedziała nam o tym, jak wygląda leczenie chorób dziecięcych w Anglii. Wiele jej koleżanek, także ona sama, przynajmniej kilkakrotnie decydowało się na wylot z chorym dzieckiem do Polski. Przede wszystkim dlatego, że w Anglii bardzo trudno dostać leki na receptę, chociażby antybiotyki.
Za to w sytuacji, kiedy recepta zostaje wystawiona, leki dla dzieci są całkowicie darmowe. Podobnie jest z leczeniem seniorów, chorób przewlekłych, a także kobiet w ciąży i przez rok po urodzeniu dziecka.
W większości popularnych chorób wieku dziecięcego jedyne zalecenie lekarza to… przyjmować paracetamol. O ile wiadomo, że świetnie sobie poradzi z gorączką, o tyle niekoniecznie pomoże w innych sytuacjach. Najgorzej jest z antybiotykami. W Polsce przepisuje się je wręcz nagminnie, a w Anglii tylko w bardzo ciężkich przypadkach.
Nasza rozmówczyni sugeruje, że dzieje się tak, ponieważ w przychodni nie przyjmuje lekarz, tylko pielęgniarka. Być może właśnie stąd biorą się te zatrważające historie matek, które zmuszone były lecieć do Polski z dzieckiem, które czuło się coraz gorzej, a nie dostawało żadnego leczenia.
"CRP było na poziomie sepsy, musieliśmy zostać w szpitalu"
To jedna z najbardziej poruszających historii, jakie opowiedziała nam Renata. Córka jej koleżanki od dawna miała problemy z uszami. Nawracające zapalenia i cieknąca ropa nie były powodem do niepokoju w angielskiej przychodni. Pielęgniarka, która przyjmowała dziecko, była przekonana, że problemy są tylko wynikiem nadmiernej ilości woskowiny w uszach i kazała podawać paracetamol.
Kiedy stan dziewczynki się pogarszał, matka kupiła bilety na pierwszy samolot i poleciała do Polski. Prosto z lotniska udała się do najbliższego szpitala. Tam, po wykonaniu badania krwi szybko okazało się, że zdrowie dziewczynki jest poważnie zagrożone. CRP (czynnik wskazujący na zakażenie w organizmie) miała już na poziomie, jaki spotyka się tylko w przypadku sepsy.
Dziewczynka została przyjęta do szpitala, gdzie na szczęście udało się wyleczyć infekcję. Niestety, opóźnienie właściwego leczenia skończyło się tym, że dziecko cierpi obecnie na niedosłuch.
Inna historia, którą usłyszeliśmy, dotyczy chłopca, który od dłuższego czasu zmagał się z dusznościami. Trafiał wielokrotnie do szpitala, w którym dostawał leki na rozprężenie oskrzeli, a po przespanej nocy, był wypisywany do domu bez dalszej diagnostyki. Zaniepokojona matka postanowiła więc polecieć do Polski i zbadać syna na własną rękę.
W Polsce lekarze natychmiast stwierdzili astmę oskrzelową i wdrożyli niezbędne leczenie. Rodzina wróciła z diagnozą przetłumaczoną na język angielski. Dopiero po przedstawieniu dokumentu także w Anglii udostępniono dziecku odpowiednie leczenie.
"Tutaj nie zrobisz badania krwi. Wszystko robimy w Polsce"
Renata opowiada nam historię swojego syna, który miał przeprowadzany zabieg usunięcia migdałów. Operacja miała odbyć się pod pełną narkozą, mimo to, nie planowano wykonać żadnych badań krwi. Aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku, zrobiła je więc prywatnie w Polsce. Ale za to gdy po operacji syna wystąpiły komplikacje, krew została pobrana bez zbędnej zwłoki.
W Anglii bardzo rzadko zleca się dzieciom pobranie krwi do badań. Ale kiedy już się to dzieje, lekarze i pielęgniarki mają bardzo przyjazne podejście. Są nawet specjalni animatorzy, którzy mają zabawić malucha, aby nie bał się wkłucia. Podczas samej wspomnianej operacji wenflon zakładano chłopcu już po uśpieniu, aby nie stresować go niepotrzebnie.
Polacy mieszkający w Anglii na okresowe badania latają do Polski. Tam prywatnie robią wszystkie wyniki z krwi, odwiedzają ginekologa czy innych specjalistów, a także leczą się stomatologicznie. W Wielkiej Brytanii nie ma prywatnej służby zdrowia, na którą mogą sobie pozwolić.
"W ciąży możesz w ogóle nie widzieć się z ginekologiem"
W Wielkiej Brytanii ciąże prowadzi położna, nie lekarz. Jeżeli wszystko przebiega prawidłowo, to przyszła mama w ogóle nie ma kontaktu z ginekologiem. Są za to wykonywane badania prenatalne, w tym, jeżeli kobieta wyrazi zgodę, test Pappa, który wykrywa m.in. prawdopodobieństwo wystąpienia zespołu Downa. Oprócz tego wykonuje się dwa badania USG w pierwszym i drugim trymestrze.
Przy okazji rozmowy o opiece nad kobietą w ciąży, słyszymy bardzo dużo dobrego o angielskiej służbie zdrowia. Renata pozytywnie wspomina obydwie cesarki i pobyt w szpitalu z dziećmi. Personel był wyjątkowo miły i pełen zrozumienia. Serwowano jej bardzo dobre posiłki. Nie musiała być na czczo, ani przed, ani po porodzie, czego mogą pozazdrościć rodzące w Polsce.
Renata podkreśla, że najgorsza opieka zdrowotna dotyczy lokalnych przychodni. Ale za to leczenie specjalistyczne i szpitalne jest na bardzo wysokim poziomie. Dużo wyższym niż w Polsce.
O wiele lepsze są też warunki w szpitalach, zwłaszcza dziecięcych. Kiedy syn Renaty leżał w szpitalu miał do dyspozycji dwie sale zabaw, jedną na zewnątrz, a drugą w budynku.
Wszystkie koleżanki Renaty mówią, że jeżeli zachoruje się na raka, lepiej leczyć się w Anglii. W przypadku rozpoznania choroby nowotworowej leczenie jest wdrażane bardzo szybko. Służba zdrowia ma też dostęp do nowoczesnych terapii, na które w Polsce trudno liczyć. Chociażby tzw. chemię celowaną (przygotowywaną indywidualnie pod pacjenta), która ma świetne wyniki w leczeniu, a Polacy nadal nie mają do niej dostępu.
Zobacz także:
Popularny lek dla dzieci może wywoływać depresję! Lepiej sprawdź, czy masz go w apteczce
Zatrucie? A może robaki? Pediatra wyjaśnia, dlaczego dziecko może boleć brzuch