"Nigdy nie jadłam tak pysznej mozzarelli". Janusz Rewiński ugościł mnie w swoim domu
Jeśli zapytać reprezentanta starszego pokolenia, kim był Janusz Rewiński, odpowiedź będzie oczywista: satyrykiem, przecież to Misiek z “Kabaretu Olgi Lipińskiej”, członek kabaretu Tey, partner Krzysztofa Piaseckiego w programie ”Ale plama”.
Trochę młodsi powiedzą, że to aktor. Siara, którego zagrał w filmie "Kiler” Juliusza Machulskiego, przeszedł już do legendy polskiego kina. A najmłodsi... nic nie powiedzą. W ostatnich latach swojego życia Janusz Rewiński trzymał się z dala od kamer i publiczności. Właśnie takiego go poznałam.
Za górami, za lasami, we wsi Dzielnik...
Jako początkująca dziennikarka “Faktu”, dostałam zadanie przeprowadzić wywiad z Januszem Rewińskim. I to nie przez telefon, nie podczas żadnej konferencji prasowej, ale osobiście. I to w jego własnej posiadłości, która mieściła się we wsi Dzielnik niedaleko Kołbieli (pod Warszawą).
Znałam jego wizerunek tylko z telewizji. Jako Siara z "Kilera” nie jawił się zbyt sympatycznie, ani bezpiecznie... Nic dziwnego, że byłam troszkę zestresowana. Otuchy dodawało mi jednak to, że nie jadę sama, tylko w towarzystwie fotografa. Jak się wkrótce okazało, te niepokoje nie miały żadnego sensu. Oto jak wtedy pisałam:
"Daleko za miastem, gdzie cywilizacja jeszcze nie zawędrowała, nad niewielkim jeziorkiem stoi wiejska, drewniana chata. Zastanawiamy się, czy dobrze trafiliśmy – czy to możliwe, że naprawdę mieszka tu Janusz Rewiński, niekwestionowana gwiazda polskiego filmu? Wkrótce mamy się o tym przekonać, bo bramę otwiera nam sam ‘Siara’.
Siadamy w pachnącej drewnem werandzie.
Pan Janusz okazuje się miłym, skromnym i ciepłym człowiekiem, zupełnym przeciwieństwem, granych przez siebie postaci
– bardzo daleko mu do nieokrzesanego, wpływowego gbura z plecami w mafii.”
Prosta droga z hangaru do teatru
Wielki aktor zaprosił nas do swojego domu. Tak to wtedy widziałam, że to nie byle jaka nobilitacja. Tymczasem jego dom to nie była żadna willa. Zwykły drewniany domek na sporej działce (12 ha), z dużym drewnianym stołem wewnątrz, wędzarnią i stanowiskiem do wyrobu serów. Poczęstował nas mozzarellą, tak pyszną, że już nigdy później lepszej nie jadłam. Z pomidorami z własnego pola i listkiem bazylii zerwanym wprost z doniczki na werandzie.
Zaczęłam wywiad. Pytałam o początki jego drogi artystycznej. Co ciekawe, niewiele brakowało, a wcale nie zaistniałby w naszym show-biznesie:
"W rodzinnych Żarach skończył podstawówkę – wtedy było to kompletnie nieznane nikomu miasto – i marzył tylko o tym, by się ‘wyrwać w świat’. To dlatego postanowił iść do Technikum Budowy Silników Lotniczych we Wrocławiu. W tamtych czasach młodymi ludźmi kierowały bardzo proste motywacje. ‘Starszy kolega w pięknym mundurze lotnika był wtedy idolem dla takich chłopaków jak ja. I ja w końcu też taki mundur miałem’. Jednak po kilku latach spędzonych w tej szkole Rewiński zrozumiał, że musztry i równo składana pościel, to nie dla niego”.
Wszystko dzięki pani od polskiego
Talent aktorski wyczuła w nim polonistka z technikum: "Ta pani miała głowę, była wspaniale wyedukowana i chciała to nam przekazać, osłom. Widziała w nas jakieś iskierki talentu – ja np. w jeden dzień się nauczyłem ‘Wesela w Atomicach’ prozą, nie wiedząc, że to jest coś niezwykłego. Ona widziała, że ja mam znakomitą pamięć. I kazała mi się od tego czasu uczyć wszystkiego, co jej podeszło do tego jej skarbczyka. A to Herbert, Kozioł, Tymoteusz Karpowicz. I ja się tych wierszyków mnóstwo nauczyłem. A jak się nauczyłem, to już to chciałem powiedzieć, a jak powiedziałem, to zobaczyłem, że to jest aktorstwo. A postanowiłem wyrwać z tych rysunków technicznych, których nigdy dobrze nie umiałem. Zresztą dziewczyny wcale nie zwracały uwagi na nasze mundury, natomiast nad łóżkami miały poprzypinane plakaty z aktorami. Więc ja też chciałem być takim przypiętym aktorem... ” – opowiadał Rewiński.
W latach 1968–72 Rewiński studiował aktorstwo w szkole teatralnej w Krakowie. „Na egzaminie powiedziałem fragment ‘Pana Tadeusza’ z wrocławskim akcentem wyniesionym z domu, lekko zaciągającym i śpiewnym. Człowiek, który mnie przepytywał, tak się wzruszył, że się dostałem. Później musiał się jednak tego zaciągania oduczyć. Ciekawe jak brzmiałby słynny Misiek, Borygo, czy Siara zaciągający z wrocławska” – żartował aktor.
W dorobku Rewińskiego znajdziemy nie tylko role satyryczne. Występował również w dramatach. Rok lub dwa po szkole teatralnej grał u Macieja Wojtyszki w sztuce o Puszkinie “Ostatnie dni” Bułhakowa: ”Grałem tam bardzo nieprzyjemnego faceta” – wspominał.
Telewizja go przestała lubić
Jednak co najmniej kilkanaście lat temu, mniej więcej w okolicach nieudanego serialu "Tygrysy Europy”, Rewiński zniknął z telewizji. Poza tym, że był aktorem i kabareciarzem, miał także ciągoty polityczne – był jednym z założycieli Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, która nawet w 1991 roku weszła do sejmu.
Razem z Krzysztofem Piaseckim Janusz Rewiński prowadził w tv program “Ale plama”, który obśmiewał różne historie polityczne. ” Najbardziej tęsknię do programu 'Ale plama' ” – opowiadał mi. "To było oderwanie się od napisanej roli, jakiegoś tam tekstu, a funkcjonowanie w rzeczywistości improwizowanej. Odgrywanie równych ‘postaciek’ na 5 sekund, na pół minuty, na dwie minuty. Do tego chciałbym wrócić, to była świetna zabawa. To było wykorzystanie wszystkiego, co człowiek ma nagromadzone w sobie, umiejętność szybkiego kojarzenia i grania krótkich scenek. No, ale ze względów politycznych, dano mi trzy lata urlopu”.
Z Piaseckim Rewiński prowadził także program "Szkoda gadać”: "Robiąc program 'Ale plama', staliśmy po stronie elektoratu, staraliśmy się podszczypywać wszystkie opcje polityczne równo. Jednak w programie 'Szkoda gadać' Janusz zmienił swoje podejście. Miał jednostronne poglądy. Starałem się z nim o tym rozmawiać i to równoważyć. Satyryk powinien być bezstronny, atakować głupotę i oszustwa. Może mieć swoje poglądy, ale ujawniając je, staje się niewiarygodny" - mówił Piasecki w jednym z wywiadów.
Samotność na wsi
Wtedy, w 2007 roku, kiedy nagrywałam tę rozmowę, wydawał się być człowiekiem osamotnionym . Choć taki serdeczny, życzliwy, niezwykle gościnny i skromny, sprawiał wrażenie, jakby czegoś mu brakowało, jakby zawiódł się na życiu. Pokazał nam swoje życie od środka: piękne tereny, pola uprawne, zwierzęta, które bardzo kochał i do których miał niezwykłe podejście. Mówił o tym wszystkim z wielką dumą, oprowadzał nas po całym gospodarstwie, choć widać było, że się męczy już wtedy. W niektórych miejscach, nad wodą, niedaleko obory, miał poustawiane krzesełka. “To takie punkty kontemplacyjne?” - zapytałam wtedy. ”Czasem muszę przysiąść, bo mam migotanie przedsionków” – powiedział.
“Na 12 hektarach ziemi mam las, stawy rybne, łąki i pastwiska. Hoduję cztery konie, dziesięć owiec, cztery kozy, kury i kaczki. Koszę łąki, suszę siano, wycinam gałęzie, zabezpieczam sobie opał, drewno na zimę” – podliczył kiedyś Plejadzie. Taki tryb życia przypadł mu do gustu. ”Gdybym od rana do nocy nie zajmował się rolnictwem, na które sam siebie skazałem, to chyba bym zwariował albo coś złego by się ze mną stało”.
Bo jego życie prywatne zbyt udane nie było. Miał żonę, Iwonę Biernacką, także aktorkę, ale niewiele wiadomo o tym małżeństwie. Wychował z nią dwóch synów, Aleksandra i Jonasza. Tam na wsi wszystko wyglądało tak, jakby żył zupełnie sam. W wywiadach mówił: " Moi synowie mnie nie widzą miesiącami. Im to nie jest potrzebne i ja im nie jestem potrzebny... Ja się interesuję tym, jak oni przetrzymają zimę, bo muszą się jakoś ogrzać”. "Generalnie, bywają dni, kiedy się nawet telefon do mnie nie odzywa i wtedy jest mi bardzo dobrze. A jak chcę, to sobie wspominam różne rzeczy i myślę, że lepszych wspomnień nie będzie, od tych które były...". Janusz Rewiński zmarł 1 czerwca w wieku 74 lat.
Zobacz także:
Jacek Zieliński nie żyje. Jego żona poświęciła wszystko, by mógł robić karierę
Dla miłości poświęciła wszystko. Zofia Kucówna femme fatale, czy ofiara podrywacza