Wyszukaj w serwisie
Przed ciążą Ciąża i Poród dziecko 0-2 przedszkolak szkoła Życie rodzinne zdrowie i pielęgnacja dziecka quizy
portalparentingowy.pl > Szkoła > W latach 90. nie mieliśmy zegarków i byliśmy wolni. A dziś, jakie wakacje dasz dziecku?
Marta  Lewandowska
Marta Lewandowska 08.06.2024 11:53

W latach 90. nie mieliśmy zegarków i byliśmy wolni. A dziś, jakie wakacje dasz dziecku?

dziewczynka wieś
Fot. Pexels/cottonbro studio

Porównuję nasz letni grafik ze wspomnieniami z własnego dzieciństwa i myślę sobie: Jak myśmy przeżyli? Przecież nad nami nikt się nie pieścił, nie organizował nam każdej minuty życia, nawet dyżurów w przedszkolu nie było. Latem, my, dzieci lat 80. i 90. całymi dniami chodziliśmy samopas, z kluczem na szyi.

Wypełniam skrupulatnie tabelkę na przedszkolny dyżur. Syn trochę będzie chodził, ale nie więcej, niż to konieczne. Jak co roku zrobimy mu wolny każdy dzień, w którym choć jedno z nas ma wolne, do tego wspólny urlop, no i co najmniej tydzień u dziadów. Byle się nie nudził, ale i był bezpieczny.

Wakacje w latach 90. takie były

Wychowywałam się na przełomie lat 80. i 90. na mazowieckiej wsi. Rodzice pracowali zawodowo w mieście oddalonym od kilkadziesiąt kilometrów od domu, dojeżdżali PKS-em. Wychodzili z domu tuż po 4:00, wracali około 16:00, czasem później. W domu nie było telefonu, więc codziennie przez około 12 godzin nie mieli pojęcia, co dzieje się z ich dziećmi. 

Tak wyglądało nie tylko moje dzieciństwo, większość dzieciaków z mojej okolicy tak żyła. Całe wakacje, przez większość dnia byliśmy zdani na siebie. Biegaliśmy z kluczami na szyi, jedliśmy gorący chleb kupiony z okna piekarni, popijaliśmy go Ptysiem, albo graliśmy w podchody. Po południu każde z nas biegło do domu, żeby obrać ziemniaki, bo rodzice zaraz wrócą i trzeba pomóc przy obiedzie. 

dzieci na wsi
Fot. Pexels/Əli Abasov

W latach 90. mieliśmy obowiązki

Nasi rodzice nie mieli internetu i nie mogli szybko znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Nie zastanawiali się, czy 8-latek może używać noża. Zostawiali na kuchennym stole kartkę: "Kupcie chleb i 2 kg ziemniaków" i trochę drobnych. Często mama o 4:00 nad ranem robiła kanapki, żeby dzieci miały śniadanie. Potem trzeba było nakarmić kury, jeśli były w obejściu, iść do sklepu, do 15:00 laba.

Potem szybkie przygotowanie do obiadu, czasem jakieś zamiatanie podłogi. Nadeptać nie miał kto, bo nas nie było w domu cały dzień. Z kolegami nie musieliśmy się umawiać, wszyscy z jakiegoś powodu wiedzieli, gdzie i o której mają być. Zwykle "na porzeczkach". Opuszczona plantacja była miejscem spotkań, bazą wypadową. I przez tych kilka godzin byliśmy panami świata.

Na rowerach bez kasków w nieznane

30 lat temu samochodów było znacznie mniej, nikt nie słyszał o kaskach rowerowych, więc jeździliśmy bez. Dziś sama bym tak dziecka nie wypuściła, ale wtedy... Naszym największym problemem były psy, które ganiały rowerzystów. Każdy dzieciak w okolicy wiedział, z których posesji wychodzą i gdzie trzeba bardziej uważać. Poczucie samodzielności i sprawczości zmuszało nas do odpowiedzialności.

Nie tylko za siebie, ale i za koleżanki, kolegów. Jechaliśmy przed siebie, oranżada wypita 15 km o domu smakowała najlepiej, potem pędziliśmy na rzekę, ganialiśmy się po łąkach na boso, nie zważając na krowie placki, albo wspinaliśmy na stogi słomy. Każdy pilnował każdego. Napychaliśmy brzuchy papierówkami i czereśniami z gałęzi, które wychodziły poza ogrodzenia. Byliśmy szybsi, niż szpaki. Popijaliśmy to wodą ze studni i nigdy nie bolały nas brzuchy. 

Im dzień dłuższy, tym lepiej

Nikt nie miał zegarka, ale wracaliśmy na czas. Po obiedzie znów biegliśmy "na działki", graliśmy w siatkówkę, albo badmintona przez bramę i póki nie zaczęło się ściemniać, a rodzice nas nie przywołali, siedzieliśmy na dworze. "Do mycia" - rozlegało się po 21:00 z wielu okien. "Jutro o tej samej porze?" - żegnały się dzieciaki, choć przecież nikt nie miał zegarka.

Pod koniec wakacji mamy szorowały nas dokładniej, żebyśmy we wrześniu nie straszyli nikogo w szkole. Niewiele rodzin w mojej okolicy wyjeżdżało na wakacje. Bo gdzie mogło być lepiej? Potem rośliśmy, zaczynaliśmy robić ogniska, powoli rozluźniały się więzi, kiedy kolejni odpadali z towarzystwa, idąc do szkół średnich. Ale tych wspomnień nikt nam nie zabierze, wszyscy mamy smak porzeczek wpisany w DNA.

Daj dzieciom dzieciństwo, którego się nie zapomina

Moje dzieci nie mają w telefonach aplikacji, która śledzi każdy ich krok. Wiele osób się dziwi, bo dziś to ponoć standard opieki. Ale ja się na taki standard nie godzę. Wychowano mnie w ogromnym zaufaniu, o którym rodzice mówili, że jest największą walutą. Za zaufanie kupowało się przepustkę na wyjścia z domu, płacić trzeba było wypełnianiem obowiązków i powrotem na czas.

Czasy mamy trochę inne, dlatego mam z synami umowę, że muszą odbierać telefon i zjawiać się na czas. No i te kaski, bez nich nie ma rowerów. A poza tym, czy trzeba im organizować każdą minutę życia? Chyba nie, bo kiedy mój 6-latek nie ma towarzystwa, świetnie bawi się sam, a przecież ja pracuję z domu. Więc chyba wykreślę jeszcze tydzień lub dwa z tych dyżurów, może niech poczuje prawdziwe dzikie dzieciństwo?

Zobacz także:

Ponad 100 wiejskich szkół do likwidacji od września. Szykuje się wielkie zamykanie placówek

5 tysięcy mandatu za jazdę z dzieckiem po ścieżce rowerowej. Sprawdź przepisy, zanim ruszycie w trasę

Co się dzieje z nakrętkami zbieranymi na akcje charytatywne? Czy to koniec pomagania?