Krzyki dzieci doprowadzały go do szału. Właściciel lokalu zemścił się na rodzicach
Wyjście do restauracji z małym dzieckiem może skończyć się fatalnie. Przekonała się o tym pewna rodzina, która całą grupą wybrała się do lokalu. Z pewnością nikt nie spodziewał się, że wieczór przybierze taki obrót.
Właściciel, trzeba przyznać, wykazał się dużą dozą asertywności. Ale czy nie przesadził? Rachunki, jakie trafiły w ręce członków rodziny, przyprawiły ich o zawrót głowy.
W restauracji chcemy odpocząć
Gdy wybieramy się do restauracji, mamy ochotę nie tylko dobrze zjeść, ale także po prostu odpocząć. Marzymy, by wygodnie sobie usiąść i poczekać, aż ktoś poda nam danie, zjeść je w miłej atmosferze, a po posiłku nie sprzątać – jak w domu.
Na pewno nie chodzi nam o to, by podczas jedzenia ciągle nas potrącał ktoś, kto obok biega, lub żeby nasze słowa, a nawet myśli, zakłócał panujący w lokalu hałas. Chcemy w spokoju zjeść, a przy okazji cieszyć się towarzystwem osoby, z którą przyszliśmy.
Dzieci są żywiołowe
Do restauracji jednak ma prawo przyjść każdy. Nawet duża rodzina z dziećmi, czy grupa przyjaciół świętująca urodziny jednego z kolegów. Dlatego idąc do takiego miejsca, powinniśmy liczyć się z tym, że atmosfera, którą tam zastaniemy, może nieco odbiegać od idealnej.
Do niecodziennego wydarzenia doszło w jednej z restauracji w USA. Jak podaje dailymail.co.uk, małżeństwo z Florydy, Lyndsey Landmann i jej mąż Kyle, odwiedzili lokal z trójką swoich synów oraz czterema innymi rodzinami. W sumie było jedenaścioro dzieci w wieku 3-8 lat. Jak można się domyślać, taka liczba nie jest synonimem ciszy i spokoju...
Dzieci ponoć bardzo dokazywały. Ich krzyki przeszkadzały zarówno innym gościom, jak i obsłudze lokalu, która miała utrudnione warunki pracy. Właściciel restauracji postanowił dać nauczkę kłopotliwej gromadce.
Rachunek grozy
Do każdego rachunku doliczono 50 dolarów (ok. 200 zł) ekstra. Była to “dopłata za osobę dorosłą: dla osób dorosłych niezdolnych do sprawowania opieki rodzicielskiej”. Taka pozycja widniała na rachunku każdej z rodzin siedzącej przy newralgicznym stoliku.
Lyndsey i Kyle byli oburzeni, a po wyjściu wystawili knajpie negatywną opinię. Jak się okazuje, z ich perspektywy, dzieci wcale nie były tak rozbrykane. “Dzieci siedziały na jednym końcu stołu i radziły sobie znakomicie. Nawet w połowie posiłku skomentowałam: ‘Nie mogę uwierzyć, jak dobrze się zachowują’” – powiedział Kyle.
Być może właściciel lokalu nieco przesadził. Dzieci nigdy nie będą zachowywały się w restauracji tak elegancko jak dorośli, ale między zwykłą ich żywiołowością dzieci a wściekłą bieganiną między stolikami, jest jednak różnica.
Dzieci dopiero się uczą
Szkoda, że ludzie nie są bardziej wyrozumiali dla małych dzieci. Wielu zapomniało, jak sami mieli kiedyś kilka lat. Z drugiej strony, bywają też rodzice, którzy kompletnie nie zwracają uwagi na to, co robią ich pociechy w publicznych miejscach.
Idąc do restauracji, trzeba mieć na uwadze, że będą tam też inni ludzie. Być może więc atmosfera, na którą trafimy, nieco odbiegnie o tej, którą sobie wymarzyliśmy. Wydaje się, że dobrym rozwiązaniem może tu być refleksja nad słowami: „żyj i daj żyć innym”.
Zobacz także:
Kobieta karmiła dziecko piersią w restauracji. Została wyrzucona z lokalu
Nie wpuścili jej z córką do restauracji. Z rozżaleniem o wszystkim opowiedziała w sieci
Klienci restauracji wezwali policję do matki z dzieckiem. Nie podobało im się jej zachowanie