Wyszukaj w serwisie
Przed ciążą Ciąża i Poród dziecko 0-2 przedszkolak szkoła Życie rodzinne zdrowie i pielęgnacja dziecka quizy
portalparentingowy.pl > Ciąża i poród > Dzień, w którym stałam się matką: "Zrozumiałam, że już nie ma dawnej mnie. I, że to żadna strata”
Marta Uler
Marta Uler 24.05.2024 12:39

Dzień, w którym stałam się matką: "Zrozumiałam, że już nie ma dawnej mnie. I, że to żadna strata”

ręce
Fot. Portal Parentingowy/Marta Uler

W filmach ten moment zwykle pokazywany jest "na różowo”. Są falbanki i miękkie poduszki, jest śliczny bobas i szczęśliwa mama, uczesana i w pełnym makijażu, którego nie rusza nawet spływająca po policzku łza wzruszenia. Oczywiście mowa o tych romantycznych filmach, z happy-endem, bo w thrillerach, czy np. "Opowieści podręcznej”, wygląda to jednak trochę inaczej. 

Inaczej też zwykle jest w życiu. Stres przez całą ciążę, wykańczające porody, depresja, niemoc, poczucie bezradności. Bardzo często to właśnie w takich warunkach zostajemy matkami. 

Dzień, w którym stałam się matką – nie zawsze na różowo

Czasem i w życiu wszystko układa się tak, jak w tym pięknym filmie. Z tego jednak, co słyszałam do tej pory od wszystkich moich koleżanek, przyjaciółek, sióstr, cioć i całej reszty krewnych i znajomych kobiet, moment, w którym zostały matkami, nie był taki upudrowany. Nie brakowało cierpienia, łez, burzy hormonów, poczucia nieodwracalności, bezradności i samotności. 

"Dzień, w którym stałam się matką” – jak opowiadają, był mieszaniną lęku – o dziecko i siebie – oraz szczęścia. Takiego prawdziwego, organicznego, wcale niekoniecznie uśmiechniętego. Poczucia prawdziwego spełnienia. Wśród tych kobiet, tych z życia, a nie z filmu, jestem też ja. Pewnie i ty. 

Fot. Portal Parentingowy/Marta Uler

Zderzenie dwóch światów

Gdy kobieta z filmu zaczyna rodzić, wody odchodzą jej przeważnie spektakularnie i w miejscu publicznym. Wtedy wszyscy wokół rzucają się jej na pomoc. Ktoś dzwoni po taksówkę, ktoś oferuje własne auto i w ogóle nie przejmuje się zanieczyszczeniami na tapicerce.

Kobieta z życia czasem cały dzień i całą noc chodzi i zastanawia się w samotności, czy to "już”. Czasem dzwoni do lekarza, do koleżanki. Mąż każe jej się zdecydować, a póki co, idzie spać. W końcu go budzi, bo jednak trzeba jechać. Każdy ruch samochodu sprawia jej niemiłosierny ból.

Kobieta z filmu rodzi błyskawicznie. Bywa, że krzyczy z całych sił, ale nikt jej nie ucisza, przeciwnie, nawet jej partnerowi wolno krzyczeć. Kobieta z życia bywa ganiona przez personel "Nie krzycz, bo dziecko przestraszysz!”. Nie zawsze otrzymuje takie wsparcie od lekarzy, jak to oglądamy w filmach. 

Czasem wody wcale nie chcą jej odejść i trzeba rozciąć pęcherz płodowy. Potem wszystko następuje bardzo szybko. Bóle są obezwładniające. Bolą tak bardzo, że nawet nie da się tego zapamiętać, opisać, do niczego porównać. Bo nie zawsze kobieta z życia dostaje znieczulenie.

Szczęście, ból, spełnienie, ulga

W filmie oglądamy, jak położna wspiera rodzącą, głaszcze ją po głowie, przemawia do niej czułymi słowami “Dasz radę kochana, teraz nie przyj”, ”a teraz ciśnij z całych sił!”. W życiu bywa, że lekarka nagle kładzie się na kobiecie niemal całym swoim ciałem i łokciem wypycha dziecko na zewnątrz. Prosto w ręce położnej o długich, ostrych paznokciach. Tego raczej na filmie nie zobaczymy, no, może na jakimś horrorze. 

Kobieta z filmu, kiedy podają jej różowe zawiniątko, cała rozpromieniona, szczęśliwa i spokojna, ogląda swoje dziecko. Od razu się zakochuje. Jest mamą. Tak długo tego pragnęła. Teraz jej życie będzie naprawdę spełnione. 

Kobieta z życia po prostu czuje ulgę. W końcu jest po wszystkim. Na szczęście przeżyła, nic się nie stało, dziecko jest całe i zdrowe, nieuszkodzone, a "tu wystarczy parę szwów i będziesz jak nowa” – jak zapowiada lekarz, który, podśpiewując, zakłada szwy. 

Nic już nie będzie, jak dawniej

I w końcu mamy je. Bardziej lub mniej, upragnione dzieciątko. Bo to wcale nie często jest tak, jak to pokazują na filmie, że kobieta staje się matką, ponieważ od dawna tego pragnęła, nie marzyła o niczym innym. Zapytajcie swoich znajomych, ile może potwierdzić taki scenariusz. Kobieta z życia matką staje się czasem przez przypadek. Bywa, że wcale tego nie chce. A niekiedy chce, ale się boi, albo nie może się zdecydować. I w końcu myśli sobie: “zegar biologiczny tyka, jak nie teraz, to kiedy?”. Więc zachodzi w tę ciążę, po większych lub mniejszych trudnościach. I potem już nie ma odwrotu. I znów sobie myśli: ”Co ja zrobiłam!!! Nic już nie będzie, jak dawniej”. 

Leży na szpitalnym łóżku, wykończona. Zmasakrowana fizycznie i psychicznie. I zerka na ten jeździk z noworodkiem, postawiony obok. Myśli sobie “Po co mi to było?”. Bo wciąż jest w niej tyle cierpienia. Ale czas mija. Godzina za godziną. I w końcu, może pod wieczór, może nad ranem, a może dopiero po paru dniach, jakieś puzzle w głowie zaskakują. Bierze to dziecko do siebie do łóżka, do piersi i wie, że już nigdy nie będzie chciała go wypuścić z ramion. Że będzie go strzegła i broniła jak lwica. Że w tym momencie uzależniła się już na zawsze od jego obecności. Że to dziecko to jest jej ”być albo nie być”. A jej już właściwie nie ma.

Kiedy zaczyna się macierzyństwo? Czy w momencie, w którym przytulimy do piersi nasze pierwsze dziecko? Czy wcześniej, kiedy poczujemy ruchy maleństwa pod sercem? A może jeszcze wcześniej, gdy tylko w brzuchu pojawi się "fasolka”? Ile kobiet, tyle doświadczeń. Zarówno w życiu, jak i w filmie. Nie ma dwóch takich samych przeżyć. Moje własne są gdzieś wśród tych, które opisałam. I jestem pewna, że twoje też. 

Zobacz także:

W ciąży nie wolno głaskać kudłatych psów? Tych przesądów na pewno nie znasz

Miały być bliźniaki są czworaczki! Niezwykłe narodziny w Lublinie

"Połóżcie jej lód na brzuchu, bo się wykrwawi". Co się dzieje na kołobrzeskiej porodówce?