"Jesteś tym, co jesz: Bliźniaczy eksperyment". Jeszcze nic nigdy nie otworzyło mi tak oczu
Lubię oglądać programy kulinarne oraz te dotyczące żywności. W ostatnim czasie w oko na Netfliksie wpadł mi miniserial "Jesteś tym, co jesz: Bliźniaczy eksperyment". Jest to produkcja amerykańska, więc podeszłam do niej ze zdrowym dystansem. A jednak kilka dni od wyłączenia telewizora, nadal o nim myślę.
"Jesteś tym, co jesz: Bliźniaczy eksperyment": opinia
Program, o którym mowa to próba dowiedzenia przez amerykańskich naukowców ze Stanford University, że dieta wegańska jest zdrowsza niż wszystkożerna. Do badań zaproszone zostały cztery pary bliźniąt jednojajowych o różnym pochodzeniu etnicznym, by przekonać się, o ile podobni genetycznie ludzie, są w stanie zmienić się pod wpływem tak banalnego czynnika, jakim jest dieta.
Podczas gdy jedno z bliźniąt pozostaje przez 8 tygodni na diecie wegańskiej, drugie może jeść, co chce. Oczywiście nie aż tak. Każde z nich otrzymuje od organizatorów eksperymentu dobrze zbilansowana dietę, opartą na badaniach i ich stanie zdrowia. Przed pierwszym posiłkiem, uczestnicy przechodzą szereg badań, które ujawniają ich kondycje fizyczną i mentalną.
Każdy odcinek realizowany jest po części w trybie "reality show", po części popularnonaukowego programu o tym, skąd pochodzi żywność. I ta druga część sprawia, że oczy otwierają się ze zdumienia.
Skąd pochodzi żywność?
Muszę przyznać, że choć należę do świadomych konsumentów, niektóre stwierdzenia padające w dokumencie, wprawiły mnie w zdumienie. Nie wiedziałam na przykład, że Japończycy przez stulecia nie spożywali mleka, większość Azjatów w ogóle mierzy się z nietolerancją laktozy, więc owo, jak się nam wmawia, zdrowe źródło białka, w ogóle nie pojawiało się w ich diecie. Podobnie wielu mieszkańców kontynentu afrykańskiego nie spożywa mleka.
Co ty gadasz, zapytacie? Ano też siebie o to pytałam. Oczywiście to rys historyczny. Po II wojnie światowej i zasypaniu świata przez Amerykanów żywnością z puszki i prasowanych batoników dieta całego świata uległa zmianie.
Te 80 lat w historii świata jest kluczowe, bo to ono przyczyniło się do wzrostu chorób cywilizacyjnych, cukrzycy typu II, miażdżycy, wzrostu przypadków zawałów serca oraz nadciśnienia. I nikogo nie zdziwi, że mówimy głównie o białej społeczności. Zalanie świata gotową żywnością i globalna ekspansja produktów made in America okazało się mieczem obosiecznym.
W kurniku i chlewni
To najbardziej wstrząsające fragmenty tego serialu. Każdy z nas ma pojęcie, że chów klatkowy drobiu to niemal zbrodnia na kurczaku. Widujemy zdjęcia wyskubanych lekko z piór ptaszków ze smutnymi oczami. Taki łagodny obraz dramatu zwierząt jest nam przedstawiany. W "Jesteś tym, co jesz..." nie biorą jeńców. Obrazy poranionych kurczaków, świń i łososi zostaną z wami na długo.
Pamiętam, jak w jednej z redakcji realizowałam temat dotyczący małżeństwa z Warszawy, które zbudowało dom w jednej z wiosek na wysokości chlewni sąsiada. Byli zaskoczeni smrodem wydobywającym się z obornika. Oboje z fotografem kręciliśmy wtedy głowami, myśląc: "mieszczuchy".
W serialu, który opisuję, pokazywane są ogromne przemysłowe chlewnie, w których przebywa do 1000 sztuk świń. Każda z tych chlewni produkuje niewyobrażalne ilości obornika. Co dzieje się z tymi odchodami? Najpierw zalegają w tzw. "lagunach", wielkich stawach o milionowej pojemności, potem rozsiewane są na okolicznych polach za pomocą spryskiwaczy. Niektóre domy znajdują się w odległości 30 metrów od spryskiwacza, a ten sieje na 90 metrów w każdym kierunku. Czujecie już, jak pachnie wasze pranie?
Jesteś tym, co jesz?
Gdy myślimy o powyższej sentencji, nie zastanawiamy się, czy jesteśmy faszerowanym antybiotykami kurczakiem, bo przecież nie jesteśmy. Poza tym w UE normy dotyczące żywności są dużo bardziej restrykcyjne. W USA w zasadzie do sprzedaży trafia wszystko, a potem się sprawdza, czy niezatrute. A różnie bywa. W czasie eksperymentu kurczak kupiony przez uczestniczki okazał się zawierać bakterie E.coli.
Druga rzecz, o której myślę w zasadzie już od dawna. W Europie, a szczególnie jeszcze w Polsce się gotuje. Każda matka potrafi zrobić rosół, upiec szarlotkę i przygotować zdrową surówkę do obiadu. W USA nawet jajecznica potrafi być z proszku. Wiemy, co jemy, bo każdy półprodukt zdarzyło nam się trzymać w ręce. Ale czy na pewno wiemy, w jakich warunkach ten produkt był uprawiany, hodowany, przechowywany? O to zadajemy znacznie mniej pytań.
Serial "Jesteś tym, co jesz: Bliźniaczy eksperyment" stara się przekonać nas, że porzucając mięso, jesteśmy w stanie uratować planetę, ale i swoje zdrowie. W myśl głównego straszaka tego materiału, mamy 10 lat na zamknięcie obór, chlewni, ferm kurzych i zapoznanie "białego świata" z warzywami i owocami. Czy się uda?
Po obejrzeniu serialu napisałam do mojej znajomej: "Wniosek jest prosty, zabraniamy Amerykańcom jeść wołowinę". To typowe myślenie chłopskiego rozumu, w dodatku dość wyrażające pogardę dla innej nacji. Tym, co jednak pozostaje ze mną, po obejrzeniu tego serialu, jest widok kurczaków po terapii antybiotykowej. Dlatego dziś na obiad kotletów drobiowych nie będzie.
Zobacz też:
Zobacz, czym karmisz swoje dziecko. Cała prawda o pieczywie z Lidla i Biedronki
Popularny baton wycofany ze sklepów. GIS: Uwaga, zanieczyszczenie plastikiem
Klarowny, bursztynowy i o głębokim smaku. Już nie zrobię rosołu inaczej