Musiały lizać kolana trenera. Byłe piłkarki Stomilanek ujawniają przerażające fakty
Trener jak czuły ojciec. Ale nie w Stomilankach Olsztyn. Czytając artykuł, w którym byłe i aktualne zawodniczki ujawniają, co dzieje się na zgrupowaniach i treningach, aż trudno powstrzymać mdłości.
Obóz, którym chwalą się władze drużyny, to festiwal poniżania i seksistowskich zachowań. Nie lepiej jest na co dzień. Byłe piłkarki mówią o poniżaniu, niesprawiedliwym traktowaniu i karach finansowych. Trener, prezes, dyrektor, koordynator, niektórzy mówią "Bóg" - to jedna osoba, więc skarżyć się nie było komu.
Lizanie kolan trenera
Na stronie Stomilanek opisywano obóz z 2014 roku tymi słowami:
W sobotę wieczorem nowe zawodniczki w zespole wykazały się niebywałą wytrzymałością fizyczną jak i psychiczną i przeszły przez chrzest przygotowany przez resztę drużyny. Niezapomniane wspomnienia pozostaną w głowach zarówno ochrzczonych, jak i innych zawodniczek oraz trenera.
Problem w tym, jakie wspomnienia zostały z młodymi kobietami. Jedna z nich zauważa, że w ramach "chrztu" koleżanki wpadły na pomysł, by nowe zawodniczki zlizywały z kolan trenera bitą śmietanę . Ten, zamiast odwieźć je od tego pomysłu - rozsiadł się na środku i odkrył nogi. Na nagraniach jest wyraźnie rozbawiony sytuacją. Część dziewczyn była nieletnia.
Niezapomniany obóz wspominają jako żenujący, zawstydzający. Doskonale pamiętają też odruch wymiotny, poczucie uprzedmiotowienia... Nie są to dobre wspomnienia, trener nie chce o tym obozie rozmawiać, mimo krążących w internecie nagrań, mówi o absurdach. "Jest tyle absurdów, że nie chcę się wypowiadać. To absurdy" - mówił w rozmowie z dziennikarzem Dariusz Maleszewski.
Nachylił się, chciał mnie pocałować
Weronika Rozalska grała w III ligowej drużynie, wspominała, jak trener Wojtek miał odwieźć ją do bursy, zamiast tego pojechał w zupełnie inne miejsce.
Trener zapytał, czy mi zimno. Od początku trzęsłam się ze strachu. Przez całą drogę poprawiał mnie, że mam nie mówić do niego "trenerze" tylko po imieniu. Nie pojechał do bursy tylko w stronę wiaduktu. Zatrzymał się pod nim, w ciemnym miejscu. Odpiął swój pas, nachylił się w moją stronę i chciał mnie pocałować. Wywinęłam się. Powiedziałam: "Nie, trenerze!". Odpuścił.
Ona miała 17 lat, on był po 40-ce. " Nie zrobiłem niczego, co byłoby wbrew woli zawodniczki. W związku z tym nie mam sobie nic do zarzucenia" - mówił w rozmowie ze Sport.pl . Dziewczyna zgłosiła sprawę Maleszewskiemu, miała niezbite dowody - nagranie. Maleszewski odsunął Wojtka od drużyny, ale po odejściu Weroniki, zatrudnił go ponownie. Zdaniem trenera - nic się nie stało, ale żeby nastolatka nie czuła się źle, doszedł z prezesem do porozumienia.
Stomilanki są lepsze i gorsze
Wiele młodych kobiet, które grały w Stomilankach jednym głosem: tam było strasznie. Opóźnienia w wypłatach były zawsze, wynagrodzenie dostawały w ratach. Były też kary finansowe, choć nie było ich w kontraktach. Jakie? To zależy od nastroju prezesa i jego widzimisię. Jedna z zawodniczek wspominała to tak:
W czasie, gdy byłyśmy chore i czasem nie mogłyśmy pojawić się z koleżankami na treningu, każdej z nas za nieobecność odejmował inne sumy pieniężne. Nie chciał wytłumaczyć, w jaki sposób jest to przeliczane. W kontraktach nie miałyśmy uwzględnionych takich kar. Danego dnia odjął sobie pewną kwotę, a kolejnego jeszcze inną.
Jednak na tym się nie skończyło. Prezes miał wymagać od nich opuszczenia klubu bez regulowania należności. Do osób z nimi związanych, w tym managerów, trener wysyłał wiadomości z pogróżkami . "Jeśli chcesz, żeby cierpiała, będzie cierpiała" - miała brzmieć jedna z nich.
Skandaliczne zachowania trenera
Zawieszał bez powodu, blokował transfery, prosił, by to rodzice zawodniczek pokrywali koszty wykupowania zawodniczek z innych klubów. Dziewczyny dość jednoznacznie wskazują, że z jedną z ich koleżanek pozostawał w niewłaściwej relacji. Ona miała grać, na prawej obronie cały czas, choć w drużynie były lepsze piłkarki.
Odwołania na PZPN utykały w związku na długie miesiące, dziewczyny nie mogły grać, zmienić klubu, ani zarabiać. Kary finansowe groziły za drobne żarty, albo... rozmowy w języku ojczystym, w klubie obowiązywała komunikacja wyłącznie po angielsku. Zawodniczki były nastawiane przeciw sobie, wprowadzano niezdrową rywalizację. Prezes uważa, że nic się nie stało, utrzymuje, że jedna z byłych zawodniczek jest bardzo konfliktową osobą i to ją obarcza winą za złą atmosferę. Na informację, że oświadczenie o złym prowadzeniu klubu podpisało więcej młodych kobiet, reaguje zaskoczeniem.
Zawodniczki podkreślają, że to bardzo złe miejsce i odradzają innym młodym kobietom dołączanie do Stomilanek. Choćby dlatego, że jeśli nawet się coś wydarzy - nie ma się komu poskarżyć, bo Malczewski jest jednoosobowym władcą, który chroni wyłącznie siebie.
Zobacz także:
Niebezpieczny trend wśród poznańskiej młodzieży. Igrają ze śmiercią
Nowe fakty w sprawie pobitego chłopca z Zakroczymia. Wyszedł ze szpitala
Od marca wielkie testy w szkołach. Żaden uczeń się nie wywinie