Wyszukaj w serwisie
Przed ciążą Ciąża i Poród dziecko 0-2 przedszkolak szkoła Życie rodzinne zdrowie i pielęgnacja dziecka quizy
portalparentingowy.pl > Szkoła > Nauczyciel wysłał twojemu dziecku SMS? Możesz złożyć na niego skargę
Marta Uler
Marta Uler 19.03.2024 16:33

Nauczyciel wysłał twojemu dziecku SMS? Możesz złożyć na niego skargę

smartfon
Fot. Pixabay/tranmautritam

Od 15 lutego w Polsce obowiązuje nowelizacja Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, tzw. "ustawa Kamilka”. To nowe prawo, które ma chronić dzieci. Między innymi, reguluje sposób kontaktowania się nauczycieli z uczniami. 

Do tej pory często zdarzało się, że nauczyciel kontaktował się z uczniem za pośrednictwem mediów społecznościowych, różnych komunikatorów, itd. Teraz już nie wolno mu tego robić. Jeśli chce przekazać danemu dziecku jakąś wiadomość, może ją wysłać jedynie ze swojej służbowej skrzynki pocztowej.

Koniec wiadomości na WhatsAppie, Messengerze, itp.

Jeśli dowiesz się, że twoje dziecko dostało jakąś wiadomość od nauczyciela w postaci SMS-a, czy za pośrednictwem jakiegoś komunikatora, możesz złożyć skargę do dyrektora szkoły. Wysyłania takich wiadomości zakazuje bowiem nowe prawo. Chodzi o nowelizację Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, która weszła w życie 15 lutego.

Ma ona chronić dzieci w wielu wymiarach. Dlaczego akurat wiadomości, wysyłane poprzez media społecznościowe, zostały zakazane? Aby nie dochodziło do takich sytuacji, jak spoufalanie się nauczyciela z danym uczniem. Mogłoby to w konsekwencji prowadzić do faworyzowania danego dziecka na tle całej klasy, do stawiania mu lepszych ocen, lub przeciwnie – do stosowania wobec niego jakiegoś nacisku. 

Nauczyciel nie ma już prawa w ten sposób komunikować się z uczniem. Jeżeli chce przekazać mu jakąś wiadomość, np. w sprawie indywidualnego terminu poprawy oceny ze sprawdzianu, musi napisać oficjalny mail, wysłany ze swojej służbowej poczty. Wiadomość może dotyczyć jedynie spraw szkolnych i lekcji. Ma to służyć tworzeniu zdrowego dystansu między uczniami a nauczycielami.

Nauczyciele będą mogli założyć dziecku Niebieską Kartę

Nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, czyli tzw. ustawa Kamilka, zawiera szereg rozwiązań, mających na celu lepszą ochronę dzieci przed przemocą, a także zapewnienie im kompleksowej pomocy w przypadku doznania krzywdy. 

"Pomagamy dzieciom skrzywdzonym, ale też prowadzimy działania profilaktyczne, które mają przeciwdziałać temu, żeby w ogóle do tego krzywdzenia dochodziło. Jedynym z takich profilaktycznych rozwiązań są właśnie standardy ochrony dzieci czy standardy małoletnich, jak je nazywa ustawa” – powiedziała w Programie 1 Polskiego Radia, Agata Sotomska, koordynatorka programu "Standardy Ochrony Dzieci" z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.

Jak to powinno wyglądać w praktyce? Jeżeli zajdzie podejrzenie, że dziecko może być ofiarą przemocy domowej, nauczyciele mogą wszcząć procedurę "Niebieskiej Karty". “To jest rozwiązanie, które pozwoli odpowiednim organom zweryfikować, czy to podejrzenie jest słuszne i czy do tej przemocy faktycznie dochodzi, czy jednak to była jakaś jednostkowa, wytłumaczalna sytuacja” – wyjaśnia Sotomska. ”Mamy być uważni, mamy zgłaszać to, reagować na te wszelkie podejrzenia, ale oddawać później to odpowiednim służbom, które są wykwalifikowane w tym, żeby takie rzeczy sprawdzać”.

By nie powtórzyła się tragedia Kamilka

Przypomnijmy – choć trudno zapomnieć coś takiego – to, co przydarzyło się 8-letniemu Kamilkowi z Częstochowy. Pod koniec marca ubiegłego roku został ciężko pobity i oblany wrzątkiem. Nikt nie udzielił mu pomocy przez wiele dni. W takim stanie znalazł go dopiero biologiczny ojciec. Wezwał pogotowie, ale lekarze podkreślali, że stan ośmiolatka od początku był bardzo ciężki. 

3 kwietnia Kamil trafiło do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Lekarze stwierdzili, że chłopczyk był już wcześniej maltretowany – miał złamania rąk i nóg oraz ślady przypalania papierosami. Chłopca nie udało się uratować. Zmarł na początku maja w wyniku postępującej niewydolności wielonarządowej. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi.

Najgorsze jest to, że gdy był w lepszym stanie, chłopiec chodził do szkoły. Żaden nauczyciel nie zwrócił uwagi (albo nie chciał tego widzieć) co się dzieje z dzieckiem. 

Zobacz także:

Zanim zatrudnią, sprawdzą kartotekę. W tych zawodach będzie trudniej o pracę

Zapłacił najwyższą cenę, ale dzięki niemu Polska wreszcie przejrzała na oczy

Zobaczyła ślady na plecach dziewczynki. Bez wahania wezwała policję

Polub PortalParentingowy.pl na Facebooku i bądź z nami na bieżąco