Cały szpital płakał, gdy go przywieźli. Matce Piotrusia nawet nie drgnęła powieka

Całą Polskę obiegła wieść o śmierci Piotrusia z Przemkowa. 11-tygodniowy chłopczyk w lutym trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy i klatki piersiowej. Nie odzyskał przytomności i chociaż lekarze długo walczyli o jego zdrowie, nie udało się go uratować.
Lekarze powiadomili policję, a rodzice chłopca trafili do aresztu. Teraz niespodziewanie na wolność wyszła matka Piotrusia. Postanowiła opowiedzieć, jaki koszmar odbywał się codziennie w ich domu.
Śmierć Piotrusia z Przemkowa
Piotruś z Przemkowa miał zaledwie 11 tygodni, kiedy trafił do szpitala w Zielonej Górze. Ciężkie obrażenia głowy, klatki piersiowej, zrośnięte żebro, które musiało być złamane kilka tygodni wcześniej. Lekarze nie mieli wątpliwości, że dziecko padło ofiarą przemocy.
Jego rodzice trafili do aresztu i usłyszeli zarzut znęcania się nad dzieckiem. Piotruś nie odzyskał przytomności. Był w śpiączce, jednak wyszedł ze szpitala. On i jego starszy brat, 1,5-roczny Filipek, trafili do rodziny zastępczej, gdzie otrzymali mnóstwo miłości i opiekę.
Rodzice zastępczy mieli nadzieję, że uda się go uratować. Liczyli się z tym, że może być niepełnosprawny, ale wierzyli, że uda się przywrócić go do zdrowia. Niestety stan chłopca pogorszył się po trzech tygodniach. W maju tego roku niespełna półroczny Piotruś zmarł. Nie dało się go uratować.
"Trzymał go za szyję, żeby nie płakał"
Rodzice Piotrusia od razu trafili do aresztu. Jak powiedziała Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy, postawiono im zarzuty znęcania się nad dziećmi, wspólnie w porozumieniu. Matka chłopca jednak wyszła teraz na wolność.
Wystąpiła w programie “Uwaga! TVN” i opowiedziała o tym, jak wyglądały ostatnie godziny, zanim Piotruś i jego braciszek trafili do szpitala. Z jej słów wynika, że to ojciec znęcał się nad chłopcem.
Karmiłam dziecko i ciężko oddychało. Marcin, jego ojciec, mówi: "Czemu on tak oddycha?". Wziął syna uderzył i potrząsał i dał mi już martwego. Wtedy powiedziałam, żeby zadzwonił na pogotowie.
Mężczyzna znęcał się także nad starszym synem i partnerką. Matka chłopca opowiedziała o codziennym koszmarze:
Brał go i trząsł nim, potem uderzył, albo pięścią, albo ręką. Tak było prawie co dzień. Jemu przeszkadzało, że płacze. I on trzymał go za szyję, żeby nie płakał. Mały robił się czerwony. Filipka też bił, też go trzymał za grdykę, jak płakał.
Była z nim z przyzwyczajenia
Zapytana przez dziennikarza, dlaczego nie reagowała na przemoc partnera w stosunku do dzieci, Monika M. odpowiedziała, że "mu mówiła". Nie poszła na policję, bo partner stosował wobec niej przemoc, złamał jej nos. "Byłam z nim, bo byliśmy do siebie przyzwyczajeni" - dodała.
Nie ulega wątpliwości, że w tej historii po raz kolejny zawiodły instytucje, które powinny pomóc dzieciom. Rodzina od dawna była objęta pomocą społeczną, miała przydzielonego asystenta rodziny. To jednak nie ocaliło Piotrusiowi życia. Jego starszy brat, Filipek, także mierzył się z problemami zdrowotnymi. Na szczęście wyszedł ze szpitala i obecnie przebywa pod opieką rodziny zastępczej.
Matka Piotrusia wyszła na wolność
Mama Piotrusia opuściła areszt na mocy decyzji Sądu Okręgowego w Legnicy. Jak powiedział w “Uwadze! TVN” Jarosław Halikowski, rzecznik sądu, dowody nie są wystarczające:
Zebrany w sprawie materiał dowodowy nie daje podstaw do przyjęcia, iż mamy do czynienia ze znacznym stopniem prawdopodobieństwa popełnienia przez podejrzaną zarzucanych jej czynów.
Prokuratura jest jednak innego zdania. Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy powiedziała w programie “Uwaga! TVN”: "To stanowisko naszym zdaniem jest bezpodstawne, a nadto w sprawie nadal istnieją przesłanki, aby stosować areszt, ponieważ ta kobieta ma skłonności do manipulacji".
Wyrokiem oburzeni są także sąsiedzi rodziny i matka zastępcza Piotrusia, pani Joanna. Nie ukrywa emocji, mówiąc: "Wypuszczając mamę dziecka, które nie żyje, dajemy ciche przyzwolenie innym oprawcom, że tak może być".
Zobacz także:
"Było źle, bo nie było mamy i taty". Urzędnicy zabrali dzieci na podstawie anonimowego donosu
Sama siebie nazywa "katem". Angelika zgotowała synowi piekło













