Umęczone i z wiecznymi pretensjami. Tak robimy z matek potwory
Jesienią jakoś szło. Ominęły nas grypy, bostonka i ospa, na które chorowali koledzy synka. Na przełomie października i listopada pojawił się mały katarek, ale już po kilku dniach znów dziarsko codziennie chodziliśmy do żłobka. Czułam się matką roku.
Ale jak tylko nadeszła zima, zaczął się maraton wszelkich chorób. Mały rozchorował się na początku grudnia i siedzieliśmy w domu aż do stycznia. Synek z nudów roznosił mieszkanie. Ja zadręczałam się wyrzutami sumienia. I myślę, że też kiedyś byłaś na moim miejscu.
Chorowanie może się przedłużać
Kiedy dziecko jest chore, wolimy same zostać z nim w domu niż poprosić o pomoc babcię czy nianię. Chcemy być przy nim, kiedy jest osłabione i nas potrzebuje . Czasami jednak chorowanie przedłuża się do kilku tygodni. Po rotawirusie maluch łapie zapalenie oskrzeli, a potem jeszcze zapalenie spojówek. Nie ma mowy, żeby poszedł do placówki.
Kiedy okres chorowania się przedłuża, zaczynamy się zamartwiać. Przecież robimy wszystko, co w naszej mocy. Dbamy o budowanie odporności. Karmimy zdrowo i wartościowo. Dajemy zalecane witaminy, dmuchamy i chuchamy. Mamy odpowiednią temperaturę w domu. To niemożliwe, że dziecko znowu jest chore. Zastanawiamy się, czy coś robimy źle.
Czemu matki to sobie robią?
Bardzo staramy się, by dać naszym dzieciom wszystko, co najlepsze. Kiedy maluch choruje, zwłaszcza po raz kolejny, mamy poczucie porażki. Przekonanie, że zawodzimy — i jako mamy, i jako pracowniczki, bo kolejny dzień zostajemy na zwolnieniu.
Poziom wymagań w stosunku do mam jest niebotyczny. Poprzeczkę stawianą nam przez społeczeństwo trudno przeskoczyć. I spójrzmy prawdziwe w oczy: same podkręcamy ją sobie jeszcze wyżej i wyżej.
Próbujemy połączyć pracę zawodową z rodzicielstwem . W tym samym czasie dbając o dietę całej rodziny, organizując wszystkie wyjścia, pilnując odrabiania lekcji, pamiętając o wizytach u lekarzy i zajęciach dodatkowych.
Na naszej głowie jest kupienie prezentów, porządek w domu, podawanie dzieciom suplementów. Pamiętamy o Dniu Kropki w przedszkolu i ogarniamy kostium na bal przebierańców w żłobku. Jeśli tata jest chociaż trochę w to zaangażowany, wszyscy będą go chwalić. Jeśli coś się nie powiedzie, wszyscy obarczą winą mamę.
Wszystko robisz dobrze
To, co chciałabym ci powiedzieć, droga mamo, to: wszystko robisz dobrze! I to, że twój maluch choruje, nie jest w żaden sposób twoją winą. Nie musisz starać się bardziej, nie musisz jeszcze mocniej dbać o jego odporność. Dzieci żłobkowe i w wieku przedszkolnym chorują. Tego nie przeskoczysz.
Maluchy stykają się z nowymi drobnoustrojami, a choroba jest swojego rodzaju treningiem dla ich układu odpornościowego. Statystyki są bezlitosne: normą dla przedszkolaka jest 8-10 infekcji rocznie.
Więc zdejmij z barków ten ciężar. Dla swoich dzieci jesteś najlepsza . Nie zamieniłyby cię na żadną perfekcyjną matkę z instagramowego świata. Nawet na taką, która wstaje o 5:30, by w idealnie czystej kuchni usmażyć beztłuszczowe i bezglutenowe placuszki w kształcie misia.
Zobacz także:
Jestem rozpieszczoną matką. Biorę 800+, nie gotuję, nie prasuję i nie piorę na tarze
Będzie szczepionka na sierść kota. To ratunek dla alergików
Najlepszy sposób na histerię u malucha. Te 3 zdania zadziałają cuda