Podwójna tragedia. W szpitalu zmarła ciężarna i jej nienarodzone dziecko
O tragedii z Włocławka nie wiedział nikt. Aż do dzisiaj. Na SORze miejscowego szpitala doszło do niewyobrażalnego dramatu. Ciężarna kobieta, która przyszła po pomoc, straciła życie. Nie udało się uratować także jej nienarodzonego dziecka. Teraz prokuratura sprawdzi, czy doszło do błędu lekarskiego.
Czy lekarze popełnili błąd, który kosztował życie dwóch osób? 12 lutego 2024 roku 34-letnia kobieta w 7 miesiącu ciąży przyszła na SOR, bo źle się poczuła. Sceny, które rozegrały się później, na długo pozostaną w pamięci nie tylko personelu, ale także pacjentów.
Śmierć ciężarnej i dziecka to wynik błędu lekarzy?
Tragedia, która rozegrała się na SOR-ze Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku, została nagłośniona, dopiero gdy rozpoczęło się postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
Śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa we Włocławku, potem przejęła je Prokuratura Okręgowa, a teraz okazuje się, że prawdopodobnie zostanie przekazana aż do Gdańska. Śledczy ustalą, czy do śmierci ciężarnej i jej nienarodzonego dziecka doszło wskutek błędu personelu lekarskiego. Wiadomo, że odbyła się sekcja zwłok kobiety .
Nieoficjalnie mówi się, że powodem śmierci ciężarnej był zator, ale szpital nie chce podawać żadnych szczegółów. Dyrektorka szpitala, Karolina Welka , w rozmowie z portalem naszemiasto.pl mówi:
Jest prowadzone postępowanie wyjaśniające przez prokuraturę. Nie jesteśmy w stanie potwierdzić tego, czy dziecko zmarło u nas, czy nie żyło już wcześniej. Natomiast pacjentka zmarła. Powody medyczne były bardzo poważne. W związku z tym, że jest to sprawa wątpliwa, prowadzone jest postępowanie wyjaśniające
Wstrząsające relacje świadków
21 lutego 2024 na cmentarzu w Bobrownikach odbył się pogrzeb kobiety. Osoby, które były na włocławskim SOR-ze, kiedy ciężarna przybyła do szpitala, mówią, że mogła umrzeć na skutek zatoru , jednak nie są to potwierdzone informacje. Relacje świadków są naprawdę wstrząsające .
Jeden z nich napisał w Internecie:
Tego dnia pechowo byłem w szpitalu jako pacjent. Nie byliście i nie widzieliście całej akcji. Nigdy nie widziałem tak zbitego personelu po tej śmierci. Personel latał ciągle z jakimś sprzętem
Pani Marta odwiedzała tego dnia swoją córkę na patologii ciąży . W rozmowie z „Faktem” opowiedziała:
Zawołali moją córkę na usg, po kilku minutach lekarz, który zabrał ją na to badanie, biegł i wolał: "szykujcie salę, będzie cesarskie cięcie, zatrzymanie akcji serca, 28 tydzień". Po chwili na korytarzu zebrały się pielęgniarki i lekarze... Wszyscy biegali i szykowali się do operacji, był respirator... inkubator i inne sprzęty
To było w poniedziałek 12 lutego ok. godz. 11. Dalej nie wiem, co się działo, ponieważ poprosili nas, abyśmy weszli do takiego pokoju dziennego pobytu i zamknęły drzwi. Słychać było tylko, jak ktoś biega po korytarzu, to było przerażające
Czy tej tragedii można było uniknąć?
Dramatyczna historia śmierci kobiety w ciąży i jej nienarodzonego dziecka ma wiele niewiadomych . Według portalu dziendobrywloclawek.pl ciężarna zgłosiła się na SOR z powodu bólu nogi, co mogłoby potwierdzać zator. Wiadomo też, że kobieta nie mieszkała na stałe we Włocławku, przyjechała tutaj w odwiedziny do swoich rodziców.
Z relacji świadków wynika, że do dramatu doszło w 28 tygodniu ciąży. Niezwykle zastanawiające są słowa dyrektorki szpitala, która nie potrafi ocenić, czy dziecko żyło, gdy pacjentka pojawiła się w przychodni.
Czy lekarze popełnili błąd, w wyniku którego we włocławskim szpitalu rozegrał się taki dramat? Tego na razie nie wiemy, pozostaje nam tylko czekać na ustalenia prokuratury.
Zobacz także:
Policja pokazała wstrząsające wideo. 12-latka była o krok od śmierci
Zanim zatrudnią, sprawdzą kartotekę. W tych zawodach będzie trudniej o pracę
"Nie stać mnie na dziecko". Co jeszcze młodzi wymyślą, żeby nie rodzić?