Zarabiamy 12 tys. miesięcznie. Musieliśmy się zadłużyć, żeby wyprawić córce komunię
- W czerwcu już nie pofikam, trzeba będzie zapłacić pierwszą ratę - rzuciła przez ramię Monika, zbliżając swój telefon do terminala w kawiarni. Ciche piknięcie zasygnalizowało, że płatność przeszła. Najnowszy model komórki, idealnie opiłowane paznokcie. Czyżby działo się coś złego, że moja koleżanka musiała wziąć kredyt?
Kiedy wyszłyśmy z lokalu, zapytałam ją wprost. - No komunia Majeczki przecież za tydzień - odparła zdziwiona, że muszę pytać. Zupełnie, jakby to było oczywiste, że na taką uroczystość trzeba się zadłużyć. Zaskoczyła nie, zwłaszcza że zawsze sprawiała wrażenie osoby, która się "z groszem nie liczy".
Zarabiamy 12 tys. nie stać mnie na organizację Komunii
Monika bez ogródek przyznaje, że czuje ogromną presję ze strony swoich bliskich, ale też rodziców z klasy córki. - Teraz to się ładnie mówi, że impreza musi być na poziomie. A ten poziom to są koszty, o których mi się nie śniło - przyznaje. Przyjęcie na 60 osób organizuje w plenerze. Wynajęli "miejsce eventowe". Jest namiot, w którym staną stoły, ale też ogromny teren zielony.
- Mają tam taką piękną szklarnię, dekorują zgodnie z zamówieniem i jest piękne miejsce do zdjęć, ale to kosztuje. Nie mogę powiedzieć gościom, że szklarnia jest, ale wstępu nie ma, bo nie zapłaciłam. 500 zł to kosztuje, więc nie aż tak strasznie - wyjaśnia Monika. Do tego dochodzi oczywiście koszt obiadu, stroje dla całej rodziny, fotograf, maszyna do popcornu, żeby i mali goście mieli odrobinę radości. Monika zdecydowała się też na animatora z bańkami.
Ostatecznie rodzice Mai na przyjęcie komunijne wzięli kredyt na 15 tys. zł! Czemu nie odłożyli tych pieniędzy ? - A z czego przepraszam - odpowiedziała nieco poirytowana Monika. - Zarabiamy 12 tys. miesięcznie, ledwo nam starcza na bieżące wydatki, sama wiesz, ile dziś kosztuje życie.
Zarabiamy 12 tys. czyli na styk
Monika i jej mąż wychowują jedno dziecko, kilka lat temu kupili mieszkanie na kredyt. Piękne, jasne, z dużymi oknami na strzeżonym osiedlu. Na wkład własny dostali od teściów pokaźną kwotę, gdyby się uparli już za tamte pieniądze, mogli kupić dwupokojowe mieszkanie na innym osiedlu. Ale to rozwiązanie ich nie zadowalało. W apartamencie, który wybrali, są dwie sypialnie, przestronny salon z kuchnią, gabinet i ogromna łazienka.
Rata co miesiąc 3,5 tys., do tego czynsz 2 tys., prąd, gaz, woda... Na samo utrzymanie domu wydają co miesiąc więcej, niektóre rodziny zarabiają. Do tego auto, jedzenie, ubrania, kosmetyki... - Dobra, nie jesteśmy najbardziej oszczędnymi ludźmi na świecie, ale pracujemy po to, żeby jakoś żyć, a nie ciągle skrobać się po tyłku - przyznaje Monika. Co roku bierze też nisko oprocentowaną pożyczkę w pracy - na wakacje.
Czy to nie są zbytki? Skądże!
Monika nie ukrywa, że lubi pójść na paznokcie co trzy tygodnie, raz na dwa miesiące odświeża fryzurę w modnym salonie, mąż też korzysta z popularnego barbera. - Lubimy dobrze wyglądać, to chyba nie grzech? - pyta retorycznie. Dziecko też generuje koszty, Maja uczy się gry na skrzypcach, do tego dodatkowy angielski, basen...
Część z tych rzeczy opłacają dziadkowie, bo rodziców nie stać, a Maja jest jedynym dzieckiem w rodzinie. - Tak, rozpieszczamy ją, a nasi rodzice rozpieszczają nas. Szczerze mówiąc, bycie jedynaczką zawsze mi się podobało, mąż ma siostrę, ale jego rodzice są ogromnie zamożnymi ludźmi, więc starcza dla wszystkich - mówi ze śmiechem. Przyjęcia komunijnego dziadkowie jednak nie zaproponowali organizować.
- Jak dadzą dobre koperty , to spłaci się kredyt wcześniej, jak nie, to jakoś sami spłacimy - mówi bez ogródek. Nie dostrzega niczego zdrożnego w swoim podejściu, kilkukrotnie podkreśla, że pieniądze są po to, żeby je wydawać. Markotnieje, gdy pytam o oszczędności.
Jak stracę pracę, to się będę martwić
Monika nie czuje potrzeby gromadzenia poduszki finansowej. Zawsze jakoś się udawało, więc gdyby jedno z nich straciło pracę, po prostu poszuka następnej. Tak mówi. Trochę szokuje mnie jej podejście, a trochę jej zazdroszczę. Jest ode mnie prawie 10 lat młodsza i ma do pracy, pieniędzy całkiem inne podejście niż ja. Ona się nie przywiązuje, żyje, jakby jutra miało nie być.
Tyle że to jutro będzie i nie mogę przestać myśleć o tym, czy wzorzec, który ma w domu. Maja jest dobry? Jak wpłynie to na jej przyszłe decyzje finansowe? A może o wcale nie ma wielkiego znaczenia, może nie ma co zamartwiać się o przyszłość, na którą możemy zupełnie nie mieć wpływu?
Zobacz także:
Rodzice rozwiedzeni, a dziecko do komunii. To kto bierze pieniądze?
Przerwany banknot to kłopot. Sprzedawca ma prawo go nie przyjąć
Babciowe pogrąży rodziców. Zamiast zyskać pieniądze, stracą zasiłki